Mały chłopiec jedzący plastikowy pojemnik, matka zabijająca własne dziecko – to dopiero początek. Potem jest równie drastycznie. Performer Saul Tenser, bohater „Zbrodni przyszłości”, nie odczuwa bólu, jego asystentka rozcina mu ciało, grzebie we wnętrznościach, wyciąga organy, które stale odrastają.
Swoją pasję do body horrorów 79-letni David Cronenberg zaczynał – jak się potem okazało – dość niewinnie. W słynnej „Musze” naukowiec zamieniał się w tytułowego owada. „Zbrodnie przyszłości” bardziej korespondują z „Crashem”, który Kanadyjczyk nakręcił w 1996 roku na podstawie powieści Jamesa Ballarda. Film, nawet na liberalnych rynkach Wielkiej Brytanii, Francji czy Ameryki, wchodził na ekrany w aurze skandalu.
Filozofia i brutalność
W „Crashu” David Cronenberg pokazał samotność człowieka w epoce maszyn, zwyrodnienie ludzi dążących do samodestrukcji, zastępowanie miłości ekstazą, która może narodzić się tylko w obliczu tragedii i śmierci, przesyt prowadzący do szukania nienaturalnych podniet. Ludzi, których podnieca widok roztrzaskanych samochodów, pasażerów umierających we wrakach, kalectwa i krwi. Już wtedy posunął się w swoich wizjach tak daleko, że filozofia ginęła, a pozostawało epatowanie brutalnym seksem.
Czytaj więcej
Prezydent Zełenski wygłosił do uczestników festiwalu płomienne przemówienie. A potem zaczął się filmowy show.
Trzy lata po „Crashu” Cronenberg zaprezentował „eXistenZ” – opowieść o autorce gier, które wciągają człowieka w inny wymiar, gdzie może on przeżywać najbardziej krwawe przygody i sam programować swój los. W tym filmie też było ogromnie dużo gwałtu i przemocy, koszmar materializował się w potwornych obrazach przypominających senne mary, zacierały się granice między rzeczywistością i grą.