W „Prostej historia o morderstwie” już w pierwszych scenach kamera pokazuje zbrodnię. Zwłoki mężczyzny i kobiety. Kobieta w kałuży krwi. Jakby uderzyła się w głowę? Mężczyzna postrzelony. Obok niego pistolet. I syn. Przedziera się przez nocne miasto, wycieraczki nerwowo zgarniają z szyby krople deszczu. Pod domem karetka, radiowóz. Chłopak oniemiały. To jego rodzice.
Pod koniec filmu widz dowie się „kto zabił”. Ale film Jakubika nie jest typowym kryminałem. To kino społeczne. I wiwisekcja rodziny. Niby zwyczajnej. Ojciec policjant. Trzech synów. Najmłodszy - głuchoniemy, porozumiewa się językiem migowym. Starszy uciekł z domu, usamodzielnił się. I ten trzeci, który właśnie skończył akademię policyjną.