Thriller science fiction „The Circle. Krąg", zrealizowany przez Jamesa Ponsoldta na podstawie bestsellerowej powieści Dave'a Eggersa, przedstawia antyutopijną wizję nieodległego w czasie świata, w którym ludzkość całkowicie utraci prawo do prywatności. To świat inwigilacji totalnej, przed którą nie można się schronić. Ja mogę śledzić każdy twój krok, ty możesz zrobić to samo.
Wikipedia definiuje antyutopię jako utwór przedstawiający społeczeństwo przyszłości, którego organizacja polega na ograniczaniu wolności jednostki poprzez całkowite podporządkowanie jej systemowi władzy. Filmowe antyutopie to, z nielicznymi wyjątkami, twory dość mocno skonwencjonalizowane, wykorzystujące wciąż te same schematy fabularne.
W większości z nich, najczęściej w ślad za pierwowzorami literackim, powraca ten sam schemat rzeczywistości, w której rządzi jakaś potężna organizacja lub bezwzględny tyran. To świat zaprojektowany od zera i w całości przemieniony, pozbawiający obywatela godności, odbierający mu wolność. Świat totalnej iluzji i totalnej inwigilacji, w którym zabronione jest myślenie po swojemu, bez prawa do okazania najmniejszego nawet niezdyscyplinowania.
Te historie zawsze prowadzą do tego samego: ludzie zamieniają się w bezwolne kukły, które robią wszystko, co im się każe. Ale też zawsze pojawia się w końcu ten jeden (rzadziej ta jedna), rzucający wyzwanie światu – buntownik próbujący rozerwać szczelną kurtynę i wyrwać się z opresji.
„The Circle. Krąg" wpisuje się bez reszty w opisane schematy, trudno doszukać się w nim cienia oryginalności. To solidnie zrealizowany, naiwny w swym szlachetnym przesłaniu produkt próbujący odpowiedzieć na pytanie: czy rozwój technologii to dla ludzkości szansa czy zagrożenie? Zbyt wiele tu jednak fabularnych naiwności, dróg na skróty, a powaga i całkowity brak dystansu wywołują jedynie niezamierzony przez twórców komizm.