Nie widzieliśmy pani w filmie od trzech lat. Dlaczego?
Myśli pani, że to wina pandemii? Nie, w każdym razie nie tylko. Z czasem życie zwalnia, a ja nie zamierzam go przyspieszać. Kiedy człowiek przekracza pięćdziesiątkę, trzeba sobie dać szansę na spojrzenie wstecz, na refleksje, co dalej i jak nie roztrwonić dni, które ci pozostały. Warto pomyśleć, co dla ciebie najważniejsze. Ja nie chcę nigdzie gnać. Wyścig z innymi czy nawet ze sobą to nie moja bajka. I mam wrażenie, że coraz ostrożniej wybieram filmy.
Dla „Wszystko poszło dobrze", który właśnie wchodzi do kin, warto było poświęcić swój spokój?
Oczywiście. Temat jest ważny i bulwersujący, rola córki, którą ojciec prosi o pomoc w załatwieniu eutanazji – niezwykle ciekawa i skomplikowana. Zwłaszcza że François Ozon nie robi filmów emocjonalnych i nie chciał stworzyć wyciskacza łez. Moja bohaterka musi wziąć na siebie ciężar decyzji ojca.
W Europie eutanazja jest legalna tylko w kilku krajach – Holandii, Belgii, Albanii, Luksemburgu i Szwajcarii, gdzie szuka pomocy bohaterka filmu. Jaki jest pani stosunek do eutanazji?