O „Chrzcie” głośno jest od kilku miesięcy. Z tegorocznego festiwalu w Gdyni reżyser i producent wywieźli Srebrne Lwy, a dwóch aktorów – Wojciech Zieliński i Tomasz Schuchardt – nagrody za pierwszoplanowe postaci. Film podoba się na zagranicznych przeglądach. Nic dziwnego, że na poniedziałkowe seanse wyprzedano niemal wszystkie bilety.
– Strasznie cieszy takie zainteresowanie – mówi Wojciech Zieliński. – Dałem temu filmowi bardzo dużo z siebie, chwilami nawet za mocno się odsłaniając.
„Chrzest” odczytać można na kilku płaszczyznach. Tak jak tytuł w najprostszej wersji nawiązujący do ceremonii, na którą główny bohater Michał (Zieliński) zaprasza dawno niewidzianego przyjaciela Janka (Schuchardt).
Kiedyś Michał wprowadził kumpla w struktury przestępcze, teraz chciałby o tym zapomnieć, ale trudno uciec od przeszłości.
Jedna z najbardziej dramatycznych scen rozgrywa się w rzece, przywołując skojarzenia biblijne. By jednak i takie odczytanie nie było dominujące i zbyt oczywiste, reżyser rozpoczyna film starą ryciną pokazującą Kaina i Abla. A potem opowiada historię z gangsterskiego światka.