Prawdą jednak jest, że nie tylko Chińczycy walczą o wyjście na rynek zachodni. Równie mocno zachodni producenci walczą o to, by wejść ze swoimi produkcjami do kin chińskich. Nic dziwnego.
Chiny to dzisiaj najbardziej dynamicznie rozwijający się rynek. Już teraz drugi na świecie. A według prognoz specjalistów najdalej za trzy lata Chińczycy zostawią w kinowych kasach więcej pieniędzy niż Amerykanie i Kanadyjczycy. W lutym 2015 roku, gdy wchodziła na ekrany „Wojna imperiów", wpływy z rynku chińskiego były wyższe niż z amerykańskiego. I ten trend wzrostowy się utrzymuje. „Szybcy i wściekli 7" pojawili się w Chinach na blisko 5,5 tysiąca ekranów 12 kwietnia, w samym dniu premiery zarabiając 63 mln dolarów. Dziś mają już na swoim chińskim koncie 390 mln dolarów.
Obrona przed USA
Na początku czerwca znany już Chińczykom z „Szybkich i wściekłych" Dwayne „The Rock" Johnson promował w Pekinie „San Andreas" Brada Peytona. Po tygodniu film obejrzało 8,24 mln widzów.
Chińskie władze bronią się przed ekspansją Amerykanów, próbując zapewnić własnym filmom wyższy udział w rynku. Powoli jednak luzują restrykcyjną politykę. Pierwszy amerykański film „Ścigany" został tam zakwalifikowany do regularnego rozpowszechniania w 1994 roku. Przed rokiem 2012 dystrybutorzy mieli prawo wprowadzić do kin 20 zagranicznych filmów, dziś już 34 tytuły. Hollywoodzkie hity, począwszy od roku 2009, zgarniają tam od 44 do 51,5 proc. wpływów. Krytycy amerykańscy zaczynają podkreślać, że hity wielkich studiów coraz częściej powstają z myślą o widzach azjatyckich. Ale jak walczyć z faktami? Rynek chiński co roku wzrasta o 35 proc.
Jak dzisiaj wygląda chiński przemysł filmowy? W 2014 roku powstało w tym kraju 427 seriali telewizyjnych mających 15 983 odcinki, do tego 618 filmów fabularnych, 140 dokumentalnych, popularnonaukowych, animowanych. Co tydzień otwiera się w Chinach dziesięć nowych kin. Wpływy z biletów w 2014 roku wyniosły blisko 4,5 mld dolarów. To o 36 procent więcej niż w roku poprzednim.
Kinematografia a polityka
Jednocześnie prezydent Xi Jinping przestrzega, by producenci filmowi nie kierowali się wyłącznie względami finansowymi i nie czuli się „niewolnikami rynku". Niekoniecznie jednak te stwierdzenia oznaczają poparcie dla kina artystycznego. Chodzi raczej o funkcje edukacyjne. I zgodę z chińską ideologią. Kino tego kraju zachwyca widzów wielu międzynarodowych festiwali. Nazwiska twórców kolejnych generacji wpisują się na trwałe do historii kina. Chen Kaige, Zhang Yimou, Lou Ye czy Xia Zhangke to już dzisiaj mistrzowie. Ale w 2006 roku tytuł nagrodzonej Złotym Lwem „Martwej natury" do ostatniej chwili trzymany był w tajemnicy, bo film o degrengoladzie, utracie nadziei i korupcji na prowincji nie miał zgody cenzury na zagraniczny pokaz. Lou Ye po zaprezentowaniu w Cannes swojego „Letniego pałacu" z ujęciami z placu Tiananmen dostał pięcioletni zakaz pracy. I to jest inne oblicze chińskiego kina.