Nie jestem staruchem. Lecz, jak to mówią, "mam swoje lata". Wiele pamiętam. Z dzieciństwa Muranów. Jednopokojowe, vis-a-vis wejścia do piwnicy mieszkanko o powierzchni 34m2, w którym wraz z Rodzicami i bratem mieszkaliśmy. Otóż w miejscu tym (z łaski przydzielonemu przez komunistów mojemu Ojcu, bezpartyjnemu, byłemu akowcowi, który był przydatny jako twórca pierwszych przepisów BHP w Polsce), wisiał na ścianie przynależny do lokalu zadziwiający przedmiot, tzw. kołchoźnik. Młodszym Czytelnikom wyjaśniam: była to niewielka skrzyneczka z ebonitu z głośnikiem i pokrętłem. Takie niby radio z kabelkiem, gdzieś tam niknącym w ścianie. Można było regulować jego głośność, ale przedtem należało go włączyć, a potem wyłączyć - zgodnie z instrukcją producenta.
Przy pomocy tego przedmiotu indoktrynowano umysły nowego, socjalistycznego społeczeństwa. Było też trochę muzyki. Przeważnie chóralnych pieśni o świetlanej przyszłości, traktorzystkach, przodownikach pracy i Warszawie. Najczęściej kołchoźnik w naszym mieszkanku milczał. Ale od czasu do czasu był "wkliuczeny", i wtedy w najmniej spodziewanych momentach muzykę przerywała "Fala 49". Była to cykliczna audycja, codziennie kilkakrotnie nadawana i powtarzana, w której prowadzący zawsze mówili o tym samym: zakusach imperialistów i knowaniach niemieckich odwetowców z Adenauerem na czele. Wiele też było o amerykańskiej stonce zrzucanej na polskie pola, lub chytrzej - do Bałtyku, którego fale wynosiły ją na piaszczyste plaże, by dalej, na małych odnóżach, mogła już samodzielnie wędrować w głąb kraju, pożerając liście kapusty i ziemniaków. Tak tłumaczono niedobór w zaopatrzeniu w różne produkty rolne.
Były też wiadomości optymistyczne: stawaliśmy się potęgą światową w wydobyciu węgla, produkcji stali i wszelkich innych pozakonsumpcyjnych dóbr. W kołchoźniku królowali: Stefan Martyka (zastrzelony w 1951 roku przez członków organizacji podziemnej "Kraj") i równie nie przebierająca w słowach i inwektywach Wanda Odolska. Opowiadała szczekającym głosem, co parszywi imperialiści z nami wyprawiają i jak chytrze się kamuflują współpracując z "zaplutymi karłami reakcji". Ojciec mój, człowiek wielkiej kultury, mówiący piękną polszczyzną, wyłączał wtedy kołchoźnik mrucząc pod nosem zawsze te same dwa słowa, których wtedy nie rozumiałem. Gdy nieco podrosłem i dokształciłem się na muranowskich gruzach, pojąłem, że chodzi o kobietę, która wielokrotnie potrafi się oddać różnym mężczyznom zarówno w dzień jak i w nocy, i że kobieta ta jest koloru czerwonego.
Dlaczego o tym wspominam? Pomijając przykłady nachalnej propagandy kolejnego, gomułkowskiego władztwa, choćby ataku na "syjonistów", których należało przegnać z Polski, czy wichrzycieli wyśmiewających osiągnięcia socjalizmu, propaganda - potężna broń w rękach rządzących - w miarę rozwoju mediów i powszechnej dostępności, staje się coraz bardziej agresywna i brutalna. Dzisiaj mamy do czynienia nie z prostackimi wyzwiskami Odolskiej, a skonsolidowanym, logistycznie zaplanowanym frontalnym atakiem na umysłowość Polaków. Służy temu selektywność informacji, dowolność interpretacji, montaż komputerowy, brak odpowiedzialności za słowa i przekazywane obrazy. Także niebagatelna suma dwóch miliardów złotych, na dofinansowanie własnej propagandy. To dzisiaj miecz, a zarazem bat rządzących. Aby ich poczynania i decyzje były powszechnie postrzegane jako jedynie słuszna, właściwa droga. Zatem, jak okruch z diabelskiego lustra w oku Kaja, tak dzisiaj, nie w bajce, a współczesnej Polsce rządowe media żonglują informacjami przeinaczając rzeczywistość.
Jeśli pan Prezydent deklaruje, że Unia jest i będzie nam potrzebna (Dziennik TV), by za chwilę mówić na wiecu, że nikt nam nie będzie w obcych językach narzucać swojej woli; jeśli pan Premier mizdrzy się zagranicą (cisza), a przed polskimi kamerami twierdzi, że nie otrzymujemy żadnej unijnej pomocy i musimy radzić sobie sami (Dziennik TV); jeśli wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (nie wiem dlaczego, ale zawsze gdy go widzę kojarzy mi się ze stolarzem Geppetto) z pogardą wyraża się o OBWE i powiada, że niech tam sobie "bleblają", bo to jest bez znaczenia, to otumanieni Polacy wpychani są w najdalszy róg tabaki.