Czasem wroga trzeba jakoś odświeżyć. Obok Żydów pojawiali się więc Słowianie i Cyganie. A obok miejskiej burżuazji – wiejscy kułacy.
Teraz też pojawia się nowy wróg. To „janusze biznesu". Zamiast zatrudnić się gdzieś na etacie, pozakładali firmy, płacą podatek liniowy, zryczałtowaną składkę na ZUS i NFZ. Mało natomiast płacą pracownikom, a w dodatku pod stołem. Wiadomo, że powinni płacić pracownikom dużo i oczywiście wyższe składki i podatki, ale rybkę albo kiełbaskę z frytkami sprzedawać turystom po 15 zł. A jeszcze lepiej po 10.
Ten nowy wróg ma szansę zjednoczyć jego wrogów – lewicę nacjonalistyczną, nazywającą się prawicą, z lewicą internacjonalistyczną.
Dobrze idzie. Wicepremier Kaczyński, któremu bryka wicepremier Gowin, może liczyć na poparcie w walce ze wspólnym wrogiem – „januszem" drogo sprzedającym kiełbaski z frytkami – zwolenników diety wege. Oni mięsa co prawda nie jadają, ale takiego „janusza" to by chętnie zjedli.
I znikąd nadziei. Donald Tusk może obiecać, że wywali Przyłębską i Manowską, i w tę obietnicę łatwo uwierzyć. Ale nie za bardzo może obiecać, że zmniejszy podatki. Przepraszał już przecież za to, że obiecywał kiedyś ich obniżenie. Tak! Nie przepraszał, że wbrew obietnicy nie tylko ich nie obniżył, ale je podwyższył, tylko że obiecywał je obniżyć.
Ale cóż, „janusze biznesu" stanowią mniejszość wyborców. Ich głosy nie wystarczą, by Tusk mógł wymienić prezesa Obajtka. Tak samo jak nie wystarczą, by Kaczyński mógł go utrzymać. Ale zarząd Orlenu jest na tyle duży (można go zresztą zwiększyć), by ktoś z postępowych faryzeuszy mógł nominować nowego wiceprezesa. Chętni się znajdą, bo przecież to nobilitacja. Nie to co sprzedawanie frytek z kiełbaskami.