Rektor Akademii Górniczo-Hutniczej nie musi przepraszać byłego jej profesora Jacka Rońdy, eksperta komisji smoleńskiej, za zawieszenie go w działalności dydaktycznej, po tym jak okazało się, że wypowiadając się o katastrofie smoleńskiej świadomie powoływał się na nieistniejący dokument.
Czytaj też:
Chodzi o jego wypowiedź z kwietnia 2013 r. w TVP1, kiedy po emisji filmów o katastrofie smoleńskiej powiedział, że dysponuje dowodem, że piloci prezydenckiego samolotu nie zeszli poniżej 100 m, a na poparcie tej tezy pokazywał kartkę, rzekomo dokument pochodzący z Rosji, mający ten fakt potwierdzać. Prof. Rońda był wtedy przewodniczącym Komitetu Naukowego Konferencji Smoleńskiej ds. zbadania katastrofy polskiego Tu-154 10 kwietnia 2010 r.
O tej wypowiedzi stało się głośno pół roku później, kiedy w innym programie na pytanie dziennikarza TV Trwam prof. Rońda przyznał: - Oni niestety zeszli poniżej 100 metrów. Ja w wywiadzie (w TVP1) trochę zagrałem. (...) To był blef, na tym dokumencie nic nie było". W konsekwencji zrezygnował z funkcji przewodniczącego Komitetu.