Płaca minimalna w 2023 r. wzrośnie dwa razy: najpierw do 3490 zł, a później do 3600 zł. Łącznie będzie to wzrost o niemal 20 proc. Czy to doprowadzi do fali zwolnień pracowników, jak ostrzegają organizacje pracodawców?
O ile sytuacja gospodarcza nie będzie kryzysowa, nie powinno to prowadzić do fali zwolnień. Natomiast konsekwencją takiej podwyżki płacy minimalnej będzie wyższa inflacja. Firmy, które zatrudniają w oparciu o płacę minimalną, przy wzroście wielu innych kosztów, np. energii i gazu, będą podnosiły ceny swoich towarów i usług. To jest czynnik proinflacyjny. Zwolnienia są natomiast o tyle mało prawdopodobne, że firmy mają trudności z pozyskaniem pracowników, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Dopóki nie będą w sytuacji podbramkowej, nie będą więc chciały pracowników zwalniać.
W ostatnich kwartałach koszty firm też bardzo szybko rosły, a mimo to były one w stanie – średnio rzecz biorąc – zwiększać nie tylko nominalny zysk, ale też marżę zysku. Na początku br. rentowność firm była rekordowa. Co więcej, udział kosztów pracy w całkowitych kosztach malał. Może się więc wydawać, że firmy mają sporą przestrzeń, żeby podnieść płace.
Jeśli chodzi o rentowność, to dysponujemy danymi z pierwszej połowy br. Ankietowe dane oraz rozmowy z prezesami firm sugerują, że teraz, w III kwartale, rentowność bardzo się pogarsza. Trzeba też pamiętać, że podwyżka płacy minimalnej wpłynie też na nieco wyższe wynagrodzenia.
A czy w obecnych warunkach, gdy gospodarka hamuje, firmy będą wciąż mały możliwość podnoszenia cen swoich towarów i usług w reakcji na wzrost kosztów? Bo jeśli nie, to silnego wpływu wzrostu płac na inflację nie będzie.