Touroperatorzy niewielkiego ożywienia spodziewają się po tym, jak rząd ogłosił zamknięcie szkół i przedszkoli. Ceny zagranicznych wycieczek są już tak niskie, że wyjazd kosztuje często tyle samo, co siedzenie w domu. W niektórych przypadkach dziecko może wyjechać np. do Egiptu płacąc za dwutygodniowy pobyt niewiele ponad 500 plus.
Platforma rezerwacyjna Noclegi.pl informuje o aż 60 procentowym spadku popytu na wycieczki zagraniczne i rosnącej niechęci polskich hotelarzy do gości zagranicznych. „Koronawirus szaleje na polskim rynku turystycznym, a przed branżą tygodnie w zawieszeniu” – czytamy w raporcie Noclegi.pl. Na razie jednak agenci biur podróży przyznają, że od poniedziałku 9 marca do środy 11 marca nie sprzedali ani jednej wycieczki. Ale mało jest również zwrotów, bo jeśli już ktoś zapłacił, a wyjazd nie został odwołany, to wpłacone pieniądze przepadają.
– Najgorsza sytuacja jest oczywiście w ruchu międzynarodowym, tyko w ostatnich trzech tygodniach liczba turystów podróżujących na Węgry spadła o ponad połowę w porównaniu do analogicznego okresu w zeszłym roku – mówi Grzegorz Kołodziej, ekspert Noclegi.pl. – Jeszcze większe spadki notujemy w rezerwacjach w obiektach na terenie Rumunii. Nieco lepiej jest w przypadku Chorwacji, ale nadal spadek rok do roku to blisko proc. – podkreśla.
W ruchu krajowym spadki różnią się między poszczególnymi miastami i regionami. Najwięcej tracą duże aglomeracje i popularne miasta turystyczne, częściej wybieramy mniejsze miejscowości. W ciągu ostatnich trzech tygodni o ponad połowę w porównaniu z rokiem 2019 spadła liczba rezerwacji w Sopocie. Ponad 40 proc. noclegów mniej zarezerwowano w Poznaniu i Gdańsku. Znacznie mniej turystów wybiera się również do Wrocławia i Warszawy, średnio jedna trzecia mniej niż w zeszłym roku o tej samej porze.
– Wzrosło za to zainteresowanie ofertami z możliwością odwołania. Z obiektami często kontaktują się ci, którzy opłacili już rezerwacje bezzwrotne i pytają o możliwość anulowania, jednak na ten moment mało kto zgadza się na zwrot zaliczek – tłumaczy Kołodziej, ale zauważa, że kolejne obiekty łagodzą warunki rezerwacji i płatności z wyprzedzeniem. – Co ciekawe nie obserwujemy spadku samego ruchu, czyli użytkownicy przeglądają oferty, szukają atrakcyjnych propozycji, jednak wstrzymują się przed rezerwacjami. Mamy stan zawieszenia i wyczekiwania – mówi Grzegorz Kołodziej.