Inwestorzy wierzą w europejską zbrojeniówkę. Gorzej to wygląda w USA

Kursy akcji dużych graczy przemysłu obronnego w Europie rosną. Za to amerykańska zbrojeniówka od kilku tygodni żyje w cieniu niepewności rzucanym przez prezydenta Donalda Trumpa.

Publikacja: 27.02.2025 04:52

Pracownik obsługuje bojowy wóz piechoty Puma na linii produkcyjnej zakładu Rheinmetall

Pracownik obsługuje bojowy wóz piechoty Puma na linii produkcyjnej zakładu Rheinmetall

Foto: PAP/EPA

Ponad 30 proc. – o tyle przez ostatni miesiąc wzrósł kurs akcji specjalizującego się m.in. w produkcji amunicji artyleryjskiej niemieckiego Rheinmetallu. Podobnie wygląda to w przypadku włoskiego Leonardo, które produkuje m.in. śmigłowce i jest właścicielem PZL Świdnik. Ok. 30 proc. zyskał również szwedzki Saab (spółka bierze udział w postępowaniu na sprzedaż Polsce okrętów podwodnych), nieco słabiej radzi sobie brytyjski gigant BAE Systems, którego akcje w ciągu ostatnich kilku tygodni podrożały „tylko” o 10 proc.

Gorzej wyglądają notowania francusko-niemieckiego Airbusa, ponieważ jego akcje są na podobnym poziomie co miesiąc temu. Jednak w tym wypadku trzeba pamiętać, że nie jest to typowa spółka z sektora zbrojeniowego – duża część jej przychodów pochodzi z produkcji samolotów na rynek cywilny.

Dlaczego spadają notowania największych amerykańskich koncernów zbrojeniowych

Czytaj więcej

Włoski gigant zbrojeniowy zwiększa przychody

Na tym tle zdecydowanie gorzej radzą sobie największe koncerny zbrojeniowe, których siedzibą są Stany Zjednoczone. Jak odnotował „Financial Times”, akcje tych największych sześciu od ponownego wprowadzenia się Donalda Trumpa do Białego Domu spadły o 4 proc. Chodzi o tzw. wielką piątkę, czyli koncerny Lockheed Martin (producent m.in. samolotów F-35 czy systemów artyleryjskich Himars), RTX (m.in. system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot), Northrop Grumman (Polska kupiła od tej firmy system kierowania ogniem do obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej IBCS), General Dynamics (m.in. czołgi Abrams) oraz produkujący m.in. śmigłowce AH-64 E Apache Boeing. W szóstce znalazł się także L3Harris Technologies (m.in. radiostacje), które zamykają pierwszą dziesiątkę największych firm zbrojeniowych świata.

W ostatnich tygodniach mamy więc sytuację, w której inwestorzy mocno wierzą w przyszłość europejskiej zbrojeniówki, nie są przekonani co do perspektyw tej amerykańskiej, a na dodatek doskonale radzą sobie koncerny koreańskie, jak choćby Hanwha Aerospace czy Hyundai Rotem, które odnotowały zwyżki jeszcze większe niż przemysł obronny w Europie, co jest związane z nadziejami na ekspansję tych firm na rynek europejski.

Na tym tle nie ma co stawiać Polski, ponieważ największe podmioty rodzimej zbrojeniówki, jak Polska Grupa Zbrojeniowa czy Grupa WB, nie są notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych.

Europejska zbrojeniówka może zacierać ręce. Ogromne zakupy uzbrojenia na horyzoncie

Z czego wynika różnica między nastawieniem do przemysłu zbrojeniowego w Europie czy Azji a USA? Wydaje się, że jest to skutek działań i wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych. Twarde deklaracje Donalda Trumpa dotyczące potrzeby zwiększania wydatków zbrojeniowych przez europejskich sojuszników w NATO zaczynają przynosić efekt. I tak np. we wtorek premier Wielkiej Brytanii zadeklarował, że już w 2027 r. Brytyjczycy będą wydawać 2,5 proc. swojego PKB na obronność. Obecnie jest to 2,3 proc. PKB, co oznacza, że co roku Zjednoczone Królestwo będzie wydawać ponad 13 mld funtów (ponad 60 mld zł) na obronność więcej.

Z kolei na niedawnej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, stwierdził, że państwa sojuszu powinny wydawać na obronność nawet więcej niż 3 proc. swojego PKB. Takiego zobowiązania można się spodziewać na czerwcowym szczycie liderów NATO w Hadze. Oczywiście takie podniesienie wydatków nie wydarzy się z dnia na dzień, a będzie wprowadzane stopniowo, ale docelowo oznacza to ok. 200 mld euro rocznie więcej na obronność, z czego można zakładać, że co najmniej 30 proc., a zapewne więcej, będzie przeznaczone na zakupy w koncernach zbrojeniowych (a większość pieniędzy zostanie wydana w tych pochodzących z Europy).

Czytaj więcej

Gapowicze w NATO. Które kraje nie wydają wymaganych 2 proc. na obronność?

Niepewność co do planów administracji Donalda Trumpa ciąży notowaniom koncernów zbrojeniowych

Z kolei jeśli chodzi o amerykański rynek zbrojeniowy, to najwyraźniej inwestorzy nie są zdecydowani, w którą stronę pójdzie nowa administracja amerykańska. Przypomnijmy, że podczas pierwszej kadencji Trumpa jego pierwsza podróż zagraniczna była skierowana do Arabii Saudyjskiej, gdzie z wielką pompą zadeklarowano podpisanie umów na sprzedaż amerykańskiego uzbrojenia na ponad 400 mld dolarów. Jednak nie wszystkie te umowy zostały wprowadzone w życie. Teraz o takich głośnych deklaracjach prezydenta czy próbach przekonania sojuszników do zakupu amerykańskiego uzbrojenia nie słychać.

Za to słychać o tym, że środki wydawane przez Pentagon są marnowane i potrzebne będą oszczędności wydatków na poziomie kilkudziesięciu miliardów dolarów rocznie. Obecnie trudno przesądzać, które programy zbrojeniowe na tym zyskają, a które stracą. Z Białego Domu regularnie płyną jednak komunikaty, że Stany Zjednoczone muszą np. mocno zwiększyć swoje zdolności do budowy okrętów, by móc sprostać wyzwaniu, które US Navy rzuca marynarka Chin.

Jeśli chodzi o cięcia wydatków, to warto też przypomnieć, że już w czasie pierwszej kadencji Trumpa cena F-35A spadła z nieco ponad 100 mln dolarów do ok. 80 mln dolarów. Krytycy prezydenta USA uważali, że to normalne i cena miała spadać wraz z coraz większą skalą zamówień i produkcji. Ale trudno uwierzyć w to, że bez bardzo silnego i bezpośredniego nacisku z Białego Domu (m.in. poprzez komunikaty na Twitterze), ta cena by spadła aż tak wyraźnie. To odbiło się negatywnie na przychodach Lockheeda, ale zyskał na tym amerykański podatnik.

Czytaj więcej

Europejski projekt zbrojeniowy, który może być przełomem

Dziś wciąż nie wiadomo, w którą stronę pójdzie amerykańska administracja, który koncern zbrojeniowy na tym straci, a który zyska. Niepewność ciążąca w widoczny sposób notowaniom akcji amerykańskich gigantów przemysłu obronnego może potrwać do momentu, gdy to się wyjaśni.

Ponad 30 proc. – o tyle przez ostatni miesiąc wzrósł kurs akcji specjalizującego się m.in. w produkcji amunicji artyleryjskiej niemieckiego Rheinmetallu. Podobnie wygląda to w przypadku włoskiego Leonardo, które produkuje m.in. śmigłowce i jest właścicielem PZL Świdnik. Ok. 30 proc. zyskał również szwedzki Saab (spółka bierze udział w postępowaniu na sprzedaż Polsce okrętów podwodnych), nieco słabiej radzi sobie brytyjski gigant BAE Systems, którego akcje w ciągu ostatnich kilku tygodni podrożały „tylko” o 10 proc.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Amunicja artyleryjska ciągle niewypałem. PGZ nie śpieszy się po środki na inwestycje
Biznes
Polsko-amerykańska fabryka amunicji do himarsów najwcześniej w 2028 roku
Biznes
Komisja Europejska luzuje przepisy ESG - czy nie jest za późno?
Biznes
Telekomunikacyjne firmy podzielą się gotówką
Biznes
Nvidia ogłosiła rewelacyjne wyniki. Gigantyczna sprzedaż, optymistyczne prognozy
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”