W czwartkowym wydaniu pisaliśmy, że rząd w obawie przed narośnięciem bańki cenowej na rynku mieszkań planuje wprowadzić regulacje mające ograniczyć sprzedaż przez banki hipotek. Niedawno Narodowy Bank Polski ostrzegał, że równowaga na rynku mieszkaniowym wydaje się mniej stabilna niż w przeszłości.
![](http://grafik.rp.pl/grafika2/1542622,9.jpg)
Banki jednak nie dostrzegają wzrostu ryzyka związanego z kredytami na mieszkania. – Widzielibyśmy zagrożenie, gdyby malała zdolność klientów do spłaty kredytów ze względu np. na zmniejszenie ich dochodów czy utratę pracy wynikłe z niewypłacalności czy innych poważnych problemów firm. Tego jednak teraz się nie spodziewamy – mówi Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego. Dodaje, że wprawdzie spada tempo wzrostu dochodów z pensji, ale jest to neutralizowane zmniejszaniem tempa konsumpcji, więc oszczędności Polaków rosną.
Jednak od kilku miesięcy marże kredytów mieszkaniowych są przez banki podnoszone, a ich polityki kredytowe w tym zakresie – przynajmniej te deklarowane w ankietach dla NBP – zaostrzane. Może to wskazywać na wzrost oceny ryzyka kredytobiorców mieszkaniowych. Ale marże nie muszą rosnąć z tego powodu – może to być odpowiedź na duży popyt na kredyty.
Czy musi dojść do interwencji rządowej? Rynek raczej sam się będzie równoważyć, tempo wzrostu gospodarki i wynagrodzeń spowalnia, niektórzy już oceniają, że ceny są dla nich zbyt wysokie. – Nie widzimy, by na rynku mieszkaniowym narastała bańka – mówi Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku. Dodaje, że świadczy o tym wskaźnik dostępności kredytu i jego obsługi, które nie są wygórowane. Przypomina, że za wzrost cen mieszkań odpowiadały głównie takie czynniki, jak szybki wzrost płac i polityka stymulowania gospodarki niskimi stopami procentowymi. Poza tym rosnące dochody, programy socjalne i niskie stopy procentowe powodują, że powiększa się pula tych mniej zamożnych Polaków, których zaczyna być stać na wzięcie kredytu na mieszkanie.