Rzeczpospolita: Przywódcy NATO podjęli decyzję o wysłaniu po jednym batalionie na Litwę, Łotwę i do Estonii. To wystarczy, aby Władimir Putin odpuścił krajom bałtyckim, zrezygnował z ich zajęcia?
Dalia Grybauskaite: Tu nie chodzi o zapewnienie pełnego bezpieczeństwa poprzez przewagę wojskową tylko o zaufanie między sojusznikami i odstraszanie potencjalnego wroga. Porozumienie, które osiągnęliśmy na szczycie NATO daje krajom bałtyckim i Polsce, naszemu regionowi, poczucie pewności. Wiemy teraz, że w razie konwencjonalnej wojny zostaną uruchomione plany przyjścia nam z pomocą, zostanie uruchomiona zupełnie innej skali interwencja, niż wspomniane natowskie bataliony. Taka właśnie perspektywa odstraszy agresora. Co ważne, przeszło połowa krajów sojuszu weźmie udział w tworzeniu brygady, na jaką złożą się cztery bataliony stacjonujące w naszym regionie. Będzie tu także każdego roku przeprowadzanych 170 ćwiczeń, do nowej sytuacji zostaną dostosowane plany obronne Sojuszu. To wszystko daje nam poczucie wielkiego zaufania.
Putin poszedł jednak dużo dalej. W Obwodzie Kaliningradzkim rozlokował nowoczesne systemy rakietowe SS-400, rakiety typu Iskander, w zachodnim obwodzie wojskowym zgromadził 400 tys. żołnierzy. Czy w ten sposób nie szykuje się do wojny?
Musi pan spytać jego, nie mnie. Ale to wszystko nie ma dla nas aż takiego znaczenia. Przecież już teraz we wspomnianym zachodnim okręgu wojskowym Rosjanie mają dziesięciokrotnie więcej żołnierzy, niż NATO. Tyle, że tu nie chodzi o ilość, ale o polityczną jedność Zachodu i gotowość do obrony sojuszników. I niezależnie od tego, jak wielka armia zostanie zgromadzona za naszymi granicami, niezależnie od tego, jak Rosjanie będą się zachowywać, jedność jaka została zademonstrowana na szczycie NATO jest wystarczającym powodem, abyśmy czuli się bezpiecznie. Bo główne przesłanie z Warszawy jest takie: jeśli zajdzie taka konieczność, jeśli dojdzie do wojny konwencjonalnej, całe NATO będzie walczyć o każdy metr naszego terytorium.
Cały wywiad w poniedziałkowej “Rzeczpospolitej"