W 2017 roku przeprowadzono w Polsce 1057 legalnych zabiegów przerwania ciąży. Ta liczba znalazła się w sprawozdaniu z wykonania ustawy o planowaniu rodziny, które rząd kilka dni temu skierował do Sejmu. Może to zaskakiwać, bo oznacza załamanie trwającego od lat trendu wzrostowego.
Dane w corocznych sprawozdaniach, które można odnaleźć na stronach Ministerstwa Zdrowia, sięgają 2002 roku, gdy przeprowadzono w Polsce 159 legalnych zabiegów. Później ich liczba stale rosła, a odstępstwa od tej reguły następowały tylko dwa razy. W roku 2006 zanotowano 340 przypadków aborcji, a w 2007 – 322. W 2012 roku statystyka pokazała 752 zabiegi, a w 2013 – 744. Były to dużo mniejsze spadki od obserwowanego teraz.
Wyraźna korekta
W 2016 roku legalnych aborcji było 1098 – o 41 więcej niż w 2017. Jeśli do zabiegów wykonanych w szpitalach publicznych doliczymy te wykonywane w placówkach podległych MSWiA, liczba aborcji w 2017 roku wzrasta do 1061. To o 39 mniej od analogicznej liczby w 2016 roku. Ze sprawozdania wynika, że z 1057 zabiegów w 2017 roku aż 1035 przeprowadzono z uwagi na wady płodu. 22 aborcje były skutkiem zagrożenia zdrowia lub życia kobiety, a przesłanka umożliwiająca przerwanie ciąży, gdy jest ona skutkiem czynu zabronionego, nie znalazła zastosowania w ani jednym przypadku.
Również w minionych latach większość aborcji przeprowadzono z uwagi na wady płodu. Wielu komentatorów dowodziło, że liczba zabiegów rośnie z powodu łatwiejszego dostępu do badań prenatalnych. Tej korelacji już jednak nie widać. W 2017 było mniej zabiegów, choć – jak wynika z innego rozdziału sprawozdania – badaniami prenatalnymi objęto 115,2 tys. kobiet, podczas gdy w 2016 roku 94,6 tys.
Efekt mrożący
Skąd bierze się więc zmniejszenie liczby aborcji? Działaczka antyaborcyjna Kaja Godek z Fundacji Życie i Rodzina mówi, że spadek jest tak niewielki, że może nie mieć określonej przyczyny.