– Ledwo udało się rozładować 60-kilometrowy korek na polsko-niemieckiej granicy, mija 48 godzin, a pojawia się następne wyzwanie – irytował się niemiecki minister transportu Andreas Scheuer na czwartkowej (26.03.2020) konferencji prasowej w Berlinie, komentując najnowsze polskie obostrzenia dotyczące przekraczania granic.
Polski przymus kwarantanny dotyka Niemcy
W środę polskie władze ogłosiły, że w związku z epidemią koronawirusa od piątku 27 marca także osoby dojeżdżające codziennie do pracy w przygranicznych regionach krajów sąsiednich będą musiały poddać się kwarantannie po powrocie do kraju. Oznacza to w praktyce pozbawienie ich możliwości wykonywania pracy. Do tej pory pracownicy transgraniczni byli zwolnieni z kwarantanny obowiązkowej dla wszystkich wracających z zagranicy. Podstawą były dokumenty potwierdzające zatrudnienie po drugiej stronie granicy.
Decyzja polskich władz wywołała sporą nerwowość i krytyczne reakcje po niemieckiej stronie. – To jest dość zaskakujące i na pewno nie jest zorientowane na rozwiązanie problemów – ocenił minister transportu. Podobne problemy dotyczą granicy z Czechami. Jak mówił Scheuer, obostrzenia dotkną branże transportową, bo zabraknie polskich kierowców ciężarówek, ale też pracowników magazynów, budów, gospodarstw rolnych, zakładów przemysłowych zlokalizowanych przy granicy, jak również sektora ochrony zdrowia. – Chodzi o ludzi, którzy chcą pracować, ale ogranicza im się możliwość dojazdu do pracy, a ściślej mówiąc utrudnia im się powrót do swoich domów – dodał Scheuer.
65 euro dziennie za pozostanie w Niemczech
Regionalne organizacje niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (IHK) we wschodniej i południowej Brandenburgii podały, że nowe polskie regulacje dotyczyć będą ponad 25 tysięcy Polaków, którzy dojeżdżają do pracy w Brandenburgii i Berlinie. Najbardziej ucierpi rolnictwo i sektor ochrony zdrowia.