Jesteśmy w sadzie. Tak samo, jak tydzień temu gałęzie drzew wyglądają jak czerwone rękawy. Tylko, że są nierówno czerwone, bo owoce nie dojrzewają w jednakowym tempie. Ale dojrzałych, prawie czarnych, takich, które skupują, jest coraz więcej. Nie trzeba już przebierać, żeby przypadkiem, nawet wśród tych najtańszych na sok nie trafiła się jakaś czerwona. To natychmiast obniża cenę z 70 groszy do nawet 40.
Zresztą ta cena wcale nie jest gwarantowana. Wchodzimy do sadu i jak jest to codziennie nie wiemy po ile będą dzisiaj wiśnie i czy je w ogóle „wezmą". Podobno ma być strajk. Ale kto będzie strajkował? No przecież nie sadownicy, chociaż niektórzy z nich są tak wkurzeni i zdeterminowani, że zdecydowali się zostawić owoce na drzewach. Niech same spadną. Inni posypują owoce wapnem, wtedy spadną szybciej i nie będzie trzeba patrzeć na czerwone sady. Na razie zbieranie idzie super, chociaż owoce są małe. Było długo gorąco, nie zdążyły wyrosnąć, ale za to są bardzo intensywne w smaku. Zapełniamy kolejne platony, w których mieści się 10-11 kilogramów owoców. Na zachodzie pojawia się czarna chmura. Jak nic za kilka minut lunie. Staramy się zbierać jak najszybciej. W pięć dorosłych osób platon zapełniamy w 20-30 minut. Jeśli cena utrzyma się do końca dnia właściciel sadu dostanie w skupie 7,70 za taki platon. Gdyby wynajął kogoś do zbierania musiałby mu zapłacić 3,80 złotego za platon. Od ręki. Sam dostanie pieniądze za 3 miesiące.
Czytaj także: Podzieleni rolnicy nie umieją negocjować cen owoców
Nie lunęło. Humory mamy coraz lepsze, nawet decydujemy się coś zjeść. To wielki błąd, bo tracimy cenny czas. Idzie druga chmura. Niegroźna. Popadało tyle, że owoce nawet nie zmokły i powinni je przyjmować. Ale nagle gzy robią się strasznie wredne. Boleśnie kąsają gdzie popadnie. Teraz już wiadomo, że burza, bo zaczyna grzmieć, albo przynajmniej deszcz, jest nieunikniony.
14.00.
Rzeczywiście. Kolejna czarna chmura okazuje się skuteczna i zalewa sad monsunowym deszczem. Jest nadal bardzo ciepło, chmura przechodzi, widać nawet słońce, ale nie ma co zbierać, bo owoce mokre, nikt ich w skupie nie weźmie. Dobrze, że te wcześniej zebrane są przykryte folią. Tylko, żeby się nie zaparzyły. Bo nie wezmą. Zresztą i tak nie wiadomo, czy przypadkiem nie strajkują. Jednak nie. Znaczy, że powinni wziąć. I ze skupu przychodzi jeszcze jedna dobra wiadomość: będą brali jabłka po 10 groszy za kilo. Ale jest i zła: to cena początkowa. Potem już będzie tylko taniej. Tylko, że 7 kilo jabłek szybciej się zbiera, niż kilo wiśni i jabłka mogą być mokre. To nie znaczy, że zawsze je przyjmują. Bo też mogą strajkować.