Jan Lityński: Antoni Macierewicz zamiast Lecha Wałęsy

O trudnej drodze szerzenia przez IPN prawdziwej wiedzy pod światłym partyjnym kierownictwem – pisze działacz opozycji demokratycznej z czasów PRL.

Aktualizacja: 04.08.2018 18:00 Publikacja: 04.08.2018 00:01

Jan Lityński: Antoni Macierewicz zamiast Lecha Wałęsy

Foto: Fotorzepa, Bartłomiej Zborowski

List otwarty do prezesa IPN Jarosława Szarka.

Szanowny Panie! Z uwagą przeczytałem Pański wywiad udzielony Piotrowi Zarembie („Plus Minus” 21–22 lipca 2018 r.). Jest Pan konsekwentny w swoich poglądach i to należy w Panu cenić. Słusznie piętnuje Pan w swych wywodach PRL-owskie pseudoelity i zarówno w swych wypowiedziach, jak i pogadankach dla młodzieży szerzy Pan idee tworzenia nowych elit. Dość już odwoływania się do tych wszystkich Kołakowskich, Wajdów, Woroszylskich, Andrzejewskich, Mazowieckich, Bartoszewskich, którzy przez lata bezkarnie zatruwali nasze umysły. Dziś czas na prawdziwych patriotów i prawdziwe elity, jak panie i panowie Pawłowicz, Kempa, Czarnecki, Kurski, Ziobro, Piotrowicz, Kryże i wielu innych intelektualistów prawdziwie polskich, a nie tylko polskojęzycznych, jak profesorowie Legutko, Krasnodębski, Zybertowicz.

Koniec upokorzeń

Pańska wizja historii zdaje się realizować twórczo myśl XIX-wiecznego filozofa, który twierdził: „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. W zastosowaniu do historii ta dyrektywa brzmi: „Historycy tylko interpretowali przeszłość; idzie jednak o to, by ją zmienić”. Pan i kierowana przez Pana instytucja realizuje tę nowatorską tezę, którą pozwolę sobie nazwać jedenastą tezą o IPN.

Wzmacniają Pańskie wysiłki zarówno premier naszego rządu składający kwiaty przy pomniku Brygady Świętokrzyskiej i wspominający swych zakatowanych przez komunistyczny reżim towarzyszy broni, jak i prezydent RP wygłaszający pogadanki o sługusach obcych sił, które do niedawna rządziły naszym krajem. Z rąk tych sił odebrano już Muzeum II Wojny Światowej. I autor tego sukcesu wicepremier Gliński zapowiada dalsze kroki, mówiąc, że przeciwników obecnej słusznej linii nie wsadza się za kratki, jedynie nie chcąc robić im reklamy. Jest to wyraz naszej tradycyjnej tolerancji, której pan wicepremier nadaje nowy kształt godny wyprostowanego narodu. Co prawda właściwą elitę narodu dziś można często zobaczyć na kolanach, pamiętać jednak musimy, że klęczenie jest etapem niezbędnym do z kolan powstawania.

Słusznie nie pozwala Pan sobie na jakąkolwiek krytykę rzekomych morderstw dokonywanych przez żołnierzy antykomunistycznego podziemia i równie słusznie broni Pan krytycznych wobec nacji żydowskiej wypowiedzi wybitnych historyków, jak dr Panfil i dr Kurek. Pana opowieść o żołnierzach AK i granatowych policjantach opowiedziana z precyzją godną Wincentego Kadłubka kontynuuje nasze chlubne tradycje bajkopisarskie i jako taka powinna być przedmiotem obowiązkowej lektury dla naszych milusińskich. Warto, aby minister Zalewska wzięła sobie do serca Pańskie wywody przy tworzeniu patriotycznego programu nauki szkolnej.

Redaktor Zaremba zdaje się mieć niejakie wątpliwości co do Pańskich twierdzeń, zadaje dziwne pytania. Zastawione przez małowiernego dziennikarza pułapki z faktów omija Pan z lekkością. I tak zauważa Pan, że wyrwane z kontekstu wypowiedzi są pożywką dla ogarniętych fetyszem faktów wrogów, którzy, co Pan następnie stwierdza z podziwu godną stanowczością, nie zasługują, by usiąść przy wspólnym stole i debatować z historykami nowego patriotycznego typu. A przecież poleganie na faktach, bez nadania im właściwego wydźwięku, prowadzi nas wprost do pedagogiki wstydu.

Zapoczątkował to niejaki Lech Wałęsa w amerykańskim Kongresie, gdy w 1989 r. rozpoczął swe przemówienie od słów: „My, naród”. Mamił w ten sposób senatorów i kongresmenów amerykańskich rzekomo odzyskaną przez nasz kraj wolnością. Wydawało się wówczas, że Polska jest powszechnie poważana i uznawana. W rzeczywistości było inaczej. Rozpoczynał się kolejny etap pomiatania. Nasi wrogowie, pozornie chwaląc Polskę, jednocześnie dążyli do jej upokorzenia.

Upokorzona wówczas Polska podniosła się z kolan dopiero w roku 2015. Wyrazem tego było zerwanie z fałszywą tezą o współpracy w ramach instytucji międzynarodowych, a w szczególności antypolskiej Unii Europejskiej, i rozpoczęcie polityki izolacji od wrogich wpływów z nadzieją, że nasze idee staną się po odpowiedniej akcji edukacyjnej w kraju i za granicą powszechnie obowiązujące. Wkrótce potem Pan został mianowany szefem najważniejszej obok telewizji narodowej instytucji podnoszącej prestiż Polski na arenie międzynarodowej.

Oddział WOT obala mur

Był co prawda pewien kłopot z ustawą o karaniu indywiduów szkalujących naród, jednak i ten problem rozwiązany został brawurową szarżą sejmową. Posłowie zmienili przepisy, których jak wielu z nich zapewniało, nigdy nie zmienią. Ten przykład pokazuje, że do powstawania z kolan niezbędne są karki elastyczne, umiejące dostosować się do zmiennej przecież sytuacji. Ci posłowie, którzy tego nie rozumieją, są przez marszałka Sejmu upominani. Z ojcowską dobrotliwością otrzymują kary pieniężne. W ten sposób do pojęcia parlamentu, którego źródłosłów pochodzi od słowa „rozmawiać”, obóz patriotów wnosi istotną poprawkę, pchając teorię parlamentaryzmu na nowy tor: rozmawiać – tak, ale prezentować można tylko słuszne poglądy.

Wszystko jest na dobrej drodze. Niemal nic nie stoi na przeszkodzie, by Pana instytut, swoiste orwellowskie Ministerstwo Prawdy, wspólnie z Ministerstwem Edukacji szerzył prawdziwą wiedzę wśród młodzieży, rodaków, a także poza granicami kraju.

I z tym jest pewien kłopot. Kłopot z propagowaniem naszych ideałów. Otóż byłem niedawno w Berlinie. Jak Panu wiadomo, jest tam muzeum muru berlińskiego (tak, tak, tego muru, do którego obalenia walnie przyczynił się Prezes Kaczyński). I w tym muzeum zobaczyłem zdjęcia Jacka Kuronia i Adama Michnika jako czołowych polskich opozycjonistów w okresie komunizmu. Panie Prezesie, takie błędne informacje podawane są stosunkowo niedaleko od naszych granic. Co gorsza, na innej planszy wspomniany już Lech Wałęsa ukazany jest jako jeden z tych, którzy obalili komunizm, nawet jako postać w tym dziele najważniejsza. Uważam, że to skandal.

Zdając sobie sprawę z delikatności materii, nie proponuję środków radykalnych, jakimi byłoby wycofanie z Berlina polskiego ambasadora. Wręcz przeciwnie, korzystając z jego obecności, należy wszcząć akcję, która zamieni niestosowne eksponaty na właściwe. I tak zdjęcia pseudoopozycjonistów należałoby zastąpić podobizną prezesa Kaczyńskiego niestrudzenie organizującego antykomunistyczne strajki, Wałęsę zaś podmienić na oddział Obrony Terytorialnej wysadzającej pod dowództwem ministra Macierewicza mur berliński. Ambasador, który – jak wiadomo – używa także swego przybranego imienia Wolfgang, mógłby się tu wykazać znaną skutecznością i nabraną w dawnych latach umiejętnością współpracy. Także tej tajnej.

Ale nie koniec na tym. Nieco dalej od naszej granicy, w słonecznej Italii, istnieją place i ulice Antonia Gramsciego. Ów Gramsci był komunistą, jednym z założycieli Komunistycznej Partii Włoch i podejrzanym typem, który niemal dziesięć lat spędził w więzieniu. Jako taki niewątpliwie ma swój wkład w komunistyczne zniewalanie Polski. Wierzę, że użyje Pan odpowiedniej argumentacji, by Włosi zrozumieli niestosowność stosowanego nazewnictwa.

Oczekuję też, że dalszym krokiem stanie się trudna co prawda, lecz konieczna dekomunizacja ulic chińskich. Tam właśnie stosunek rządzących do tych, którzy im przeszkadzają, jest szczególnie bliski naszym ideałom, co precyzyjnie ukazał pan Gliński.

Życząc Panu i Pana współpracownikom sukcesów na tej drodze, pod światłym partyjnym kierownictwem i przy pomocy zdekomunizowanych sądów, pozostaję z poważaniem. Jan Lityński

Autor w okresie PRL działał w opozycji demokratycznej. W III RP był posłem, członkiem ROAD, UD, UW i PD, doradcą prezydenta Bronisława Komorowskiego

List otwarty do prezesa IPN Jarosława Szarka.

Szanowny Panie! Z uwagą przeczytałem Pański wywiad udzielony Piotrowi Zarembie („Plus Minus” 21–22 lipca 2018 r.). Jest Pan konsekwentny w swoich poglądach i to należy w Panu cenić. Słusznie piętnuje Pan w swych wywodach PRL-owskie pseudoelity i zarówno w swych wypowiedziach, jak i pogadankach dla młodzieży szerzy Pan idee tworzenia nowych elit. Dość już odwoływania się do tych wszystkich Kołakowskich, Wajdów, Woroszylskich, Andrzejewskich, Mazowieckich, Bartoszewskich, którzy przez lata bezkarnie zatruwali nasze umysły. Dziś czas na prawdziwych patriotów i prawdziwe elity, jak panie i panowie Pawłowicz, Kempa, Czarnecki, Kurski, Ziobro, Piotrowicz, Kryże i wielu innych intelektualistów prawdziwie polskich, a nie tylko polskojęzycznych, jak profesorowie Legutko, Krasnodębski, Zybertowicz.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Polowanie na synekury
Opinie polityczno - społeczne
Michał Kolanko: Osie podziału Nawrockiego w kampanii prezydenckiej. Elity kontra lud
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Trzaskowski nie ma zwycięstwa w kieszeni. Czy PiS powtórzy manewr z Dudą?
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy tragiczna historia znów może się powtórzyć?
Materiał Promocyjny
Kobieta pracująca żadnej pracy się nie boi!
Opinie polityczno - społeczne
Bartosz Marczuk: Warto umierać za 500+