W finale kampanii wyborczej prezydent przypomniał sobie, jak ważna jest wiara: „w trakcie pandemii zwróciłem się do wirtualnych kościołów, jak to robią miliony Amerykanów" – zapewniał.
Czytaj także:
W Stanach nie ma większej grupy religijnej niż ta, która zrzesza wiernych wielkiej liczby wspólnot ewangelikalnych, najmłodszych kościołów protestanckich. To jedna czwarta ludności USA, która jednak w dniu wyborów jest tak zmobilizowana, że potrafi stanowić nawet jedną trzecią głosujących. W 2016 r. aż 81 proc. z nich oddało głos na Trumpa. Jak będzie w tym roku? Zdaniem instytutu Pew prezydenta zamierzało poprzeć 78 proc. z nich.
Najważniejszą tego przyczyną jest przekonanie, że biała Ameryka, „miasto na górze", które ma dawać przykład światu, staje przed śmiertelnym zagrożeniem. Jego źródłem jest laicyzacja, ale też masowa imigracja. Ta część wyborców w rosnącej liczbie Latynosów widzi nie tych, którzy dzielą chrześcijańską wiarę, ale raczej zagrożenie dla tożsamości Ameryki.