12 tysięcy mandatów i 3 tys. wniosków o ukaranie do sądów – tak policja egzekwuje respektowanie zakazów wprowadzonych przez rząd ponad dwa tygodnie temu. Udzieliła też kilku tysięcy pouczeń.
Kary posypały się za jazdę bulwarem na rowerze, wizytę na zamkniętym placu zabaw lub cmentarzu i jogging w lesie.
Czytaj także:
Koronawirus: kiedy policja wystawi mandat za podróżowanie
Jeśli uważamy, że grzywna jest niezasadna (bo mieliśmy faktyczny powód, by wsiąść do samochodu i próbować dostać się np. na drugi koniec miasta), nie przyjmujmy mandatu. W takiej sytuacji policja napisze wniosek o ukaranie i skieruje sprawę do sądu. I to on zdecyduje o ewentualnej grzywnie i jej wysokości. Będzie to sąd właściwy dla miejsca złamania przepisów. Nie jest związany wcześniejszą decyzją policjanta, a ukarany może się stawić na rozprawę lub przesłać wyjaśnienia. Musimy się jednak liczyć z tym, że kara wymierzona przez sąd może być wyższa od mandatu proponowanego przez policjanta. Do tego sąd może nas obciążyć kosztami postępowania – minimalne to ok. 100 zł.