Już 1 marca, w dniu, w którym wchodzą nowe przepisy ustawy o IPN, prokuratury może zalać lawina zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa. Nie tylko od osób, które upomną się o prawdę historyczną, ale także tych, które rozemocjonowała polsko-izraelska wymiana ciosów. Można się też spodziewać prowokacji.
Wbrew zapowiedziom niektórych czołowych polityków PiS, o „zamrożeniu" ustawy nie może być mowy, bo formuła taka w polskim prawie nie istnieje. Barierą nie będzie też prezydencki wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności noweli o IPN z ustawą zasadniczą, gdyż do czasu wydania wyroku istnieje domniemanie jej konstytucyjności. Zawieszenia postępowania może dokonać tylko sąd, czekając na stanowisko Trybunału, jednak dopiero gdy akt oskarżenia trafi przed oblicze Temidy. Zresztą wiara w zbawienną decyzję TK może się okazać złudna, bo orzeczenie nie musi być zgodne z oczekiwaniami. Część prawników zresztą krytykuje słabość wniosku prezydenta do Trybunału.
Egzekwowania nowych przepisów nie zablokuje też Zbigniew Ziobro. Gdyby jako prokurator generalny wydał takie wytyczne, naraziłby się na odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu.
Ziobro co prawda, mówiąc, że „młyny sprawiedliwości mielą powoli", sugerował, że prokuratorzy nie będą się spieszyć, ale nie oznacza to, że postępowania się nie rozpoczną.
Tak naprawdę odium noweli spada na prokuratorów. Będą musieli przyjmować zawiadomienia. I już sam fakt, że któreś zostało złożone np. przeciwko czołowemu politykowi z Izraela czy znanemu amerykańskiemu dziennikarzowi, będzie ładunkiem wybuchowym za granicą. Sprawiającym, że spór wokół ustawy i napięcie na linii Polska – Izrael, USA nie tylko nie wygaśnie, ale wobec przypadków przeniesienia go na grunt odpowiedzialności karnej będzie się pogłębiać i eskalować.