Publikowane ostatnio sondaże wszystkich ośrodków badania opinii publicznej pokazują wyraźny ok. 10-proc. spadek notowań PiS/Zjednoczonej Prawicy. Także w badaniu IBRiS dla „Rzeczpospolitej" tendencja ta jest dobrze widoczna. W stosunku do pomiaru wrześniowego PiS traci 8 pkt (wtedy w okresie konfliktów wewnętrznych w ZP badaliśmy poparcie bez Porozumienia i Solidarnej Polski), a w stosunku do końca maja – spadek wynosi aż 12 pkt.
W atmosferze ostrych protestów i strachu spowodowanego pandemią łatwo jednak o pochopne oceny. PiS jeszcze nie zostało politycznym bankrutem. Świadczy o tym badanie, które publikowaliśmy w poniedziałek 2 listopada, w którym co prawda oceny działań liderów PiS są bardzo surowe, szczególnie dla prezesa Kaczyńskiego, ale także opozycja nie może mówić o pozytywnym przełomie w notowaniach.
Jeśli dodać do tego spadającą mocno przewidywaną frekwencję i wzrost liczebności grupy wyborców niezdecydowanych, można stwierdzić, że scena polityczna w Polsce wstrzymała oddech. I jeszcze nie wiadomo, kto ten moment zawieszenia będzie umiał wykorzystać.
Kompromis czy dyktat
W sprawie protestów spowodowanych werdyktem TK PiS nie ma jednolitej strategii. Otoczenie premiera Morawieckiego próbuje przejąć inicjatywę, ale to się raczej nie udaje. A pozycja prezesa Jarosława Kaczyńskiego nigdy jeszcze nie była tak słaba, nawet wśród jego wyborców. Czy PiS ma więc szansę odrobić starty? – Po tzw. czarnym proteście PiS wróciło z 28 proc. na 43 proc. – zauważa szef IBRiS Marcin Duma. – Odbudowywało się przez trzy lata. Mamy teraz ten sam moment cyklu politycznego: trzy lata do wyborów.
Duma podkreśla jednak, że obecnie partia rządząca nie dysponuje takimi narzędziami jak w 2016 r. – Nie da się uruchomić sfery socjalnej w podobnej skali, dać dodatkowej emerytury, 500+ na każde dziecko, wyprawki szkolnej. Jest pandemia i to ona zadecyduje o politycznej przyszłości – mówi.