W Najwyższej Izbie Kontroli pracuje personalna „miotła". Na 16 dyrektorów departamentów i biur centrali wymienionych zostało 13, a teraz prezes Izby najwyraźniej zamierza obsadzić swoimi ludźmi Kolegium NIK. Ma ku temu okazję: do września musi się ukonstytuować nowe Kolegium NIK, bo części obecnych członków kończy się trzyletnia kadencja.
Kolegium to najistotniejsze gremium Izby – od niego zależy ostateczna treść wszystkich protokołów pokontrolnych (rozpatruje uwagi i zastrzeżenia), plan kontroli, daje absolutorium dla Rady Ministrów. Kolegium będzie też decydować o ostatecznym kształcie kontroli pracy minister Beaty Kempy, która przez półtora roku zajmowała się pomocą humanitarną poza granicami Polski. Jak ujawnił Onet, jeden z wiceprezesów Tadeusz Dziuba (były poseł PiS) miał naciskać na kontrolerów, by wyniki były pozytywne (Banaś zawiadomił o tym prokuraturę).
Prawdziwa niezależność członków Kolegium NIK gwarantuje przejrzystość i rzetelność przeprowadzanych kontroli, które w dużej mierze dotyczą oceny polityków na szczytach władzy.
Kolegium tworzy prezes NIK, wiceprezesi, dyrektor generalny i 14 członków: siedmiu przedstawicieli nauk prawnych lub ekonomicznych i siedmiu dyrektorów delegatur lub radców prezesa. Co ważne, członków powołuje marszałek Sejmu na wniosek prezesa, po zasięgnięciu opinii sejmowej komisji kontroli państwowej. Od kilku tygodni trwa niespotykany w NIK bój o kształt Kolegium – czyli o to, kto się w nim znajdzie. Prezes Banaś w czerwcu zaproponował pięciu nowych członków, których kandydatury dzień przed głosowaniem wycofał. Na ostatnim posiedzeniu komisji sejmowej tłumaczył, że osoby te same zrezygnowały z „powodów osobistych". W lipcu zaproponował więc kolejnych pięciu kandydatów, w tym trzech swoich nowych, najbliższych współpracowników. To Janusz Pawelczyk – były policjant, Piotr Walczak – zastępca Banasia w KAS, i Michał Jędrzejczyk – były doradca i asystent prezesa NIK. Według naszych informacji początkowo kandydatami byli Grzegorz Walendzik – szef delegatury Izby w Kielcach, Bogdan Skwarka – szef departamentu administracji publicznej (o którym teraz głośno, bo to jego pracownicy mieli zmienić ustalenia z kontroli dotyczącej Beaty Kempy), oraz dwoje profesorów. – Ale widocznie byli za mało „swoi" – sugeruje pracownik NIK.
Kilka dni temu sejmowa komisja opiniowała nowych kandydatów i choć prezes Banaś zapewniał, że „spełniają wymogi jako członkowie Kolegium", to posłowie zagłosowali przeciw. Powód? Żaden z nich nie ma uprawnień kontrolerskich, a ich staż w NIK jest krótki (np. Pawelczyk czy Walczak pracują tam od kilku tygodni).