W jakimś sensie sformułowanie „5G" zostało synonimem rozwoju technologicznego i gospodarczego.
Zgodnie z przewidywaniami sztuczna inteligencja spowoduje wzrost globalnego PKB o 13 bilionów dol. do 2030 r., co stanowi rocznie wzrost o około 1,2 proc. (McKinsey and Company). Z kolei sama sieć 5G będzie w stanie wygenerować 3 biliony dol. w latach 2020- 2035 r. (IHS Market). Nowy standard technologii pozwoli 5G znacząco ułatwić tworzenie i dostarczanie użytkownikom nowych usług mobilnych, a także znaczące usprawnianie już istniejących. Będzie też kluczowym czynnikiem stymulującym rozwój społeczeństwa cyfrowego oraz powiązanych gałęzi przemysłu, budowania inteligentnych rozwiązań dla zarządzania miastami, komunikacji między urządzeniami, a dzięki radykalnie większej prędkości przesyłania danych (10-20 Gb/s) może stanowić źródło zupełnie nowych doświadczeń i rozwiązań.
Jeśli wziąć pod uwagę, że polityzację tematu bada się na podstawie przynajmniej trzech czynników, mianowicie: poczucia wagi i doniosłości problemu, intensywności debaty publicznej i wielości aktorów; to bez wątpienia technologia 5G osiągnęła bardzo wysoki stopień upolitycznienia. To dobrze, bo daje możliwość decyzyjności i świadomego wykorzystania szansy rozwojowej, jaka się z nią wiąże, dla polskiej gospodarki. Ma także swoje cienie, polegające na spłycaniu argumentów, rozbudzaniu silnych emocji i nierzadko budowaniu obrazu, tak jakby celem technologii była sama technologia. Brakuje rozmowy o tym, że w gruncie rzeczy ma ona służyć ludziom i społeczeństwu oraz przynosić wartość społeczno-ekonomiczną.
Do dyskusji toczonych podczas ostatniego CyberSec Forum w Katowicach lub Kongresu 590 czy EFNI w Sopocie można dopowiedzieć dwie zbyt rzadko pojawiające się kwestie.
Po pierwsze, technologia musi mieć ludzką twarz. Częściej poruszać powinniśmy istotę rozwoju technologicznego, która koniec końców, służyć powinna człowiekowi i całemu społeczeństwu. Z brytyjskich danych wykorzystanych w raporcie PIIT o wpływie społecznym technologii mobilnej, dowiedzieć się można przykładowo o tym, że po zbudowania na nim łączności alarmowej, ratuje się dzisiaj przed śmiercią o 25 proc. więcej ludzi. Takich przykładów świadczących o „zbawiennym" wpływie narzędzi cyfrowych są tysiące. Jednocześnie mamy do czynienia z wkraczaniem w erę dojrzałości korzystania z urządzeń, konsumpcji informacji i mediów. Jest to związane z pojawiającą się coraz mocniej refleksją o tym, że nadmiarowość i nieodpowiedzialna aktywność nieść może ze sobą całą masę kosztów i krzywd ludzkich takich jak: uzależnienia behawioralne, nowe formy przemocy, w tym patotreści, zjawisko fake-news, masowej siły manipulacji, ale także stresu informacyjnego związanego z nadmiarem informacji, ograniczenia prywatności lub też zacierania się granic między życiem prywatnym a publicznym i zawodowym. Dojrzałe podejście do tych zjawisk jest bardzo wyraźnie widoczne w krajach zachodnich i coraz częściej u nas. Wymaga ono wzięcia odpowiedzialności za ten stan rzeczy przez instytucje publiczne, przedsiębiorstwa, organizacje i skierowania energii na cele służące integralnemu rozwojowi społeczno-ekonomicznemu. Możliwych rozwiązań jest wiele. Jednym z najważniejszych jest inwestycja w kompetencje na trzech poziomach: technicznym (jak korzystać z urządzeń i aplikacji), medialnym-informacyjnym (w jaki sposób korzystać z właściwych informacji) i to, co jest wymiarem niezwykle zaniedbanym – kompetencje transwersalne, czyli inaczej mówiąc cały szereg umiejętności społecznych, współpracy z ludźmi, przywództwa, koordynacji, dialogu, myślenia systemowego, polegającego na umiejętności łączenia różnych zjawisk i kontekstów, ale także kompetencje obywatelskie, ekologiczne czy rodzinne; którym sfera technologiczna może niezwykle pomóc. Ministerstwo Cyfryzacji od lat wkłada wiele wysiłku w rozwój całego szeregu kompetencji powiązanych z tempem rozwoju technologicznego. Rzecz w tym, że integralny rozwój oznacza potrzebę holistycznego patrzenia na te zjawiska, czyli wciąż pozostaje to wyzwaniem dla szeregu innych resortów takich jak edukacja, polityka społeczna, zdrowie, nauka, etc. To oznaczać by mogło także większe wymagania wobec sektora przedsiębiorstw z branży technologii i mediów i skłaniać do świadomych „inwestycji społecznych" - zgodnie z zasadą, że społeczny ekosystem przedsiębiorstw, instytucji i organizacji nie ogranicza się wyłącznie do udziałowców. Piszę o tym świadomie, bo wiem z doświadczenia zawodowego, jak wygląda sytuacja na rynku i jak Orange, mający tego typu DNA w swojej kulturze zarządzania, przeznaczając, na tak rozumianą edukację ponad 200 miliony złotych w ostatnich latach, bywa osamotniony. Czynienie rozwoju integralnym i wspieranie ludzi we właściwym użyciu narzędzi, to także wymagania wobec organizacji społecznych mających zapał, wiarygodność społeczną i będących często najbliżej ludzkich spraw.