Brukselska perfidia
Atmosfera po ogłoszonym ultimatum Komisji Europejskiej dla Polski z lekka się uspokaja. Zwolennicy polityki ustępstw wykrzyczeli swe argumenty i pewnie szukają nowych. Instytucje państwowe czekają (jak zwykle) w defensywie aż sprawa sama się rozwiąże. To dobry moment, by spróbować przenieść dyskurs na kolejny poziom i napisać to, o czym wszyscy boją się pomyśleć. A powinni.
Napięcia między państwem członkowskim a Unią Europejską nie są niczym nowym. Zdarzają się na bieżąco, a Unia raczej stara się je łagodzić. W tym względzie spór między Polską a UE jest nowatorski. Nikt w Brukseli specjalnie nie ukrywa, że chodzi w nim o wpływ na krajową scenę polityczną w Polsce i w konsekwencji o zmianę władzy. Za instrument służy podsycanie krajowego konfliktu o reformę wymiaru sprawiedliwości i wzmacnianie jednej z jego stron.
Perfidia unijnego działania polega na tym, że organy UE i urzędnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ustrój wymiaru sprawiedliwości należy do wyłącznych kompetencji państwa. Dlatego TSUE formalnie orzeka w obszarze praw jednostki, ale ingeruje w ich treść tak głęboko, że w rzeczywistości wywołuje skutki ustrojowe. W ten sposób generuje żądania, których nie ma prawa postawić wprost. Na dodatek robi to na wątpliwej podstawie prawnej – art. 19 ust. 2 TUE, znajdującym się w Tytule III TUE zatytułowanym „Postanowienia o instytucjach" – normie instytucjonalnej, kompetencyjnej, skierowanej do państwa członkowskiego. Ten charakter pokazuje nie tylko treść, ale i umiejscowienie przepisu w traktacie.
A TSUE wbrew temu wszystkiemu rozbudowuje przepis orzeczniczo i wypełnia treścią materialnoprawną. Czyni to nie tylko wbrew konstrukcji traktatowej (wykładnia systemowa), ale na dodatek również w sposób zmanipulowany. Mam prawo zakładać, że sędziowie TSUE (tak jak szereg wspierających ich polskich autorytetów prawniczych) raczej wiedzą, że nakaz zapewnienia skutecznej ochrony prawnej to nie to samo, co gwarancja prawa do sądu. A mimo to, próbują je treściowo zrównać. Robią to z jednego powodu. W traktatach unijnych, poza ogólnym przywołaniem praworządności w art. 2 TUE, nie ma wprost zapisanej gwarancji prawa do sądu. Znajdujemy ją natomiast w art. 47 Karty Praw Podstawowych. Tą manipulacją TSUE próbuje rozszerzyć treść traktatów przenosząc do nich wartości z Karty. Na dodatek robi to wbrew samej Karcie, w której art. 51 ust. 2 czytamy, że Karta „nie rozszerza zakresu zastosowania prawa Unii poza kompetencje Unii, nie ustanawia nowych kompetencji ani zadań Unii, ani też nie zmienia kompetencji i zadań określonych w Traktatach".
Zasoby własne UE
Za tym wszystkim idą groźby kar finansowych (Komisja Europejska) lub pozbawienia Polski „unijnych środków finansowych" (Parlament Europejski). Warto więc już przestać bawić się w uprzejmości i zastanowić, czy możliwa jest linia obrony mająca adekwatny charakter. Adekwatny, czyli również finansowy – blokujący przepływ środków dla budżetu unijnego. Zgodnie z zasadą Sun Tzu – „chcesz pokoju, szykuj wojnę", bo dzisiejsza sytuacja jest skutkiem nadmiernej grzeczności dyplomatycznej. To tworzy dysonans. W kraju władza gra w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości ostro, a za granicą przyjmuje pozycję przysłowiowego „miękkiszona". A polityka międzynarodowa jest bezwzględna. Ustępujesz, znaczy jesteś słaby.