Miałem nad ranem sen z lat 70. Śniło mi się, że zwalisty Edward Gierek proponuje w prywatnej rozmowie Breżniewowi, by Legnicę przechrzcić na Leonidowo. „Ruskie miasto” – mówił o nim Breżniew, więc powinno być Leonidowsk.
Potem z radia dowiedziałem się, że nasz prezydent proponuje Donaldowi Trumpowi w Polsce bazę, którą sami ochrzcimy Fort Trump. Fort Trump gdzie? Pod Warszawą, na Mazurach, pod Łodzią… A może w Trumiejkach miedzy Kwidzynem, a Kisielicami. W nazwie wystarczyłoby usunąć kilka literek i dodać „p”. Uzupełnienie nazwy o słowo Fort mieszkańcy pewnie by przyjęli ze zrozumieniem, bo Fordami jeżdżą od dawna. Zostaje pytanie, czy mieliby na tyle wyobraźni, by wiedzieć, jak taka baza zmieni ich świat. Wątpię.
Ktoś powie analogia Fort Trump do Leonidowa jest nie na miejscu. Sowieci byli okupantami, a Amerykanów sami chcemy. To prawda, obecność amerykańskiej dywizji pancernej w Polsce będzie odstraszała potencjalnych agresorów. Może nawet inwestycja warta jest tych dwóch miliardów, które Trump chce, by zapłacił polski podatnik. Może, choć wist amerykańskiego prezydenta spowodował w polskich kręgach rządowych nieco zamieszania. Amerykanie w Polsce? Zapraszamy. Ale za taką kasę? Tu już mamy wątpliwości. Niech sami zapłacą, polski podatnik tylko się dołoży – płynie do Białego Domu czytelny komunikat znad Wisły. Czyli jednak jest głupio.
Bo kwestia amerykańskiej bazy wojskowej w Polsce to nie handel pietruszką, ani lizusowskie schlebianie amerykańskiemu prezydentowi. Decyzję taką podejmą Amerykanie po profesjonalnych i wieloaspektowych analizach. I będzie to decyzja, która istotnie zmieni realia przynajmniej regionalnej polityki. A excell pokaże ile kto i kiedy za to zapłaci. I co wtedy panie prezydencie Duda z pańską infantylną inicjatywą Fort Trump? Czy naprawdę pan wierzy, że ten tani gest będzie miał znaczenie?