Przepisy trzeba było zmienić, bo ustawodawca wykazał się zbyt dużą gorliwością. W 2017 r. wprowadzono do ustawy o własności lokali przepis, który uzależniał ustanowienie odrębnej własności lokalu mieszkalnego od jego zgodności z zapisami planu miejscowego/decyzją o warunkach zabudowy oraz wydanym pozwoleniem na budowę bądź dokonanym zgłoszeniem.
Taka zmiana miała m.in. zastopować nieuczciwą praktykę deweloperów, którzy na terenach przeznaczonych w planach pod zabudowę jednorodzinną uzyskiwali pozwolenia na budowę dużych domów jednorodzinnych, po czym dzielili je na kilka mieszkań. Taka praktyka była możliwa, ponieważ na etapie wydawania zaświadczeń o samodzielności lokalu nie badano, czy dane mieszkanie mogło powstać w myśl zapisów prawa miejscowego czy wydanego pozwolenia. Nie sprawdzali tego także notariusze, którzy przenosili na nabywców własność lokali w pseudojednorodzinnych willach.
Ustawodawca postanowił więc rok temu lukę załatać i uzależnić wydanie zaświadczenia o samodzielności od przedstawienia dokumentów związanych z inwestycją. Zapomniał jednak przy tym, że nie zawsze istniał obowiązek przechowywania wydanych pozwoleń na budowę. W taki sposób skomplikował obrót nieruchomościami, które powstały przed 1995 r.
Na mocy wchodzącej w życie nowelizacji oblig przedstawienia tych dokumentów nie obejmie budynków istniejących przed 1 stycznia 1995 r. lub wybudowanych na podstawie pozwolenia na budowę wydanego przed tą datą.
Co więcej, ustawodawca zaznaczył, że odrębną nieruchomość w budynku mieszkalnym jednorodzinnym mogą stanowić co najwyżej dwa samodzielne lokale mieszkalne.