Jeśli radość, a nawet euforia, liderów Koalicji Obywatelskiej nie jest udawana i nie stanowi propagandy na użytek zewnętrzny, lecz jest prawdziwym stanem upojenia „sukcesem", to znaczy, że przyszłoroczne wybory parlamentarne wygra prawie na pewno PiS. Gdyby bowiem wyniki elekcji samorządowej zmodyfikować na potrzeby rywalizacji do Sejmu i Senatu, to partia Jarosława Kaczyńskiego mogłaby myśleć dzisiaj, i pewnie za rok, o większości bezwzględnej.
Czytaj także: Wrocław: Koalicja Obywatelska już się rozpada
Daleko do satysfakcji
Należy bowiem odliczyć poparcie na poziomie sejmików dla Bezpartyjnych Samorządowców, a wynik PSL co najmniej podzielić na dwa, by mieć przybliżony obraz tego, co może się stać w walce o parlament. To zaś oznacza, że owe prawie 27 proc. dla KO zamieniłoby się w wynik na pewno ponad 30-procentowy, ale 34 proc., które w przedostatnią niedzielę zyskało PiS, zostałoby zamienione w zyski około 40-procentowe. Każdy, kto potrafi zrozumieć zasadę działania metody liczenia głosów wg d'Hondta, pojmie, że oznacza to samodzielne rządy ugrupowania Kaczyńskiego, zwłaszcza gdyby minimalnie pod progiem znalazły się SLD, Kukiz'15 lub PSL. Wówczas mandaty „zmarnowane" w naturalny i bardzo brutalny sposób wędrują do zwycięzcy.
Dlatego niezrozumiała jest radość liderów KO. Owszem, coś się udało – zablokowano PiS w miastach, powstrzymano jego marsz po wszystkie samorządy, natchnięto swój elektorat wiarą, że Kaczyński jest do pokonania. Ale do satysfakcji jeszcze droga daleka. Zapewne Zjednoczona Prawica miała większe apetyty, ale to, że nie zostały one całkowicie zaspokojone, nie może stanowić powodów do euforii w obozie opozycji. By poważnie myśleć o odsunięciu Kaczyńskiego od władzy, musi ona zrobić trzy rzeczy.
Po pierwsze, kontynuować budowanie KO. Ten projekt się sprawdził. Schetyna i Lubnauer pokazali, że są dziś najpoważniejszą alternatywą dla PiS, i odesłali na zieloną trawkę tych, którzy w ich partiach szykowali się, by skoczyć im do gardeł po ewentualnej porażce. Ci pretendenci do władzy muszą się dziś obejść smakiem i poczekać na inną okazję. KO okazała się dobrym pomysłem i obecnie jest najsilniejszym podmiotem w „antypisie". Przegrała starcie ze Zjednoczoną Prawicą, ale jest niekwestionowanym liderem opozycji.