To już zaczyna przypominać tsunami. W niedzielę rząd w Madrycie podał, że tylko w ostatnich 24 godzinach liczba chorych wrosła o niemal 2 tys. osób. Jednocześnie tempo zgonów podwoiło się: w jeden dzień umarło niemal 100 osób.
Epidemia uderza w same szczyty władzy. Co prawda król Felipe VI pozostaje poza jej zasięgiem, ale wirusa wykryto u żony premiera Pedro Sancheza Begoni Gomez. Szef rządu poddał się natychmiastowej kwarantannie.
Kto okazał się źródłem zarażenia? Dwa dni wcześniej koronawirusa wykryto u partnerki lidera radykalnego ugrupowania Podemos Pablo Iglesiasa Ireny Montero, która jest ministrem ds. równości. Iglesias, którego partia tworzy wraz z umiarkowaną, lewicową PSOE Sancheza koalicję rządową, także poddał się kwarantannie. Ale w sobotę, ku zdumieniu całego narodu, nagle pojawił się na posiedzeniu gabinetu, by – jak twierdzi – „bronić interesów pracowników". Spotkanie trwało aż siedem godzin.
W końcu premier Sanchez ogłosił środki prawdziwie drastyczne. Od niedzieli na ulicach mogą się pojawić tylko ci, którzy wykażą, że idą do pracy (jeśli nie da się jej wykonywać zdalnie) albo zamierzają kupić leki lub produkty spożywcze. Za złamanie tych regulacji grozi kara od 30 tys. do 600 tys. euro lub od 3 do 12 miesięcy więzienia. Mimo wszystko premier poszedł na pewne kompromisy. Choć w całym królestwie zamknięte będą wszystkie sklepy, szkoły czy instytucje publiczne, to „w wyjątkowych wypadkach, gdy uczestnicy mogą zachować przynajmniej półtora metra odległości", możliwa będzie organizacja wesel. Czynne mają też być zakłady fryzjerskie i farbiarskie.
Odpowiedzialność za egzekwowanie nowych regulacji ma przejąć rząd w Madrycie. Ale to nie podoba się dwóm z siedemnastu wspólnot autonomicznych, na jakie jest podzielone królestwo: Katalonii i Krajowi Basków.