Jak przy każdym konflikcie obie strony przyjęły własną taktykę negocjacyjną. Zwykle jednak przyjmuje się ją po to, by w imię niezmiennie wyższych racji odpuścić trochę i podpisać porozumienie. Tym razem rząd, w którego ogródku znalazła się piłeczka wrzucona tam przez związkowców, potraktował rozmowy w Radzie Dialogu Społecznego jak wstęp do ostrej konfrontacji. Do 8 kwietnia zostały dwa tygodnie i być może rząd będzie chciał zafundować 14 dni thrillera rodzicom i uczniom (nauczyciele spokojnie to wytrzymają). Poniedziałkowy brak propozycji oznacza bowiem złą wolę. Czy naprawdę wicepremier Beata Szydło spodziewała się, że nauczyciele wycofają się ze swoich postulatów, gdy nie padła żadna nowa propozycja wychodząca im choćby odrobinę naprzeciw? W imię czego miałoby się tak stać? To wszystko znaczy, że rząd jeszcze walczy o rozgromienie Związku Nauczycielstwa Polskiego, cały czas mając nadzieję, że z Solidarnością się dogada, a Forum Związków Zawodowych, jako najmniejsza centrala, będzie musiało się pogodzić z rezultatem. To błędna kalkulacja.