Od 5 lat słyszeliśmy o merytorycznej pracy europosłów #PO. Przeciwstawiano ich „skuteczność” i „pracowitość” delegacji #PiS. Teraz okazuje się, że dla większości nie będzie miejsc biorących na listach PO. Czy np. @MichałBoni, @Szejnfeld, @Barbara Kudrycka mogliby to wytłumaczyć?” - złośliwie dopytywał się europosłów PO Joachim Brudziński, minister spraw wewnętrznych i kandydat PiS w wyborach do PE. To - nie ma co ukrywać - pełna zadowolenia reakcja jednego z ważniejszych polityków PiS na ogłoszenie list przez szefa Platformy, Grzegorza Schetynę. I decyzję o umieszczeniu Michała Boniego dopiero na piątym miejscu w Warszawie. A jednocześnie rewanż za - w podobnym tonie utrzymane - wpisy po ogłoszeniu przez PiS, że kilkoro członków obecnego rządu wybiera się do Brukseli. Tak jak w przypadku Anny Zalewskiej, której kandydowanie od razu ochrzczono exodusem - ucieczką przed skutkami reformy edukacji. Można śmiało powiedzieć „przyganiał kocioł garnkowi”.
W obu przypadkach bez trudu wskazać można kandydatów, którzy wysyłani są do PE na „zasłużoną emeryturę”, w nagrodę albo na zesłanie, by nie przeszkadzali w kraju. Byli członkowie rządu, którzy nie potrafią zrezygnować z ambicji politycznych są nęceni europejskim wynagrodzeniem i splendorem brukselskich salonów.
Czytaj także: Mazurek: Nienawiść do PiS odbiera rozum
Europejskie wybory stały się znakomitym instrumentem dla liderów dwóch głównych partii do kształtowania polityki personalnej - nagradzania i skreślania tych, którzy nie są już potrzebni. W takim charakterze do Brukseli wybierają się obie byłe panie premier: Ewa Kopacz i Beata Szydło. To postacie kłopotliwe dla swoich partii, jako byłe szefowe rządu musza mieć przecież odpowiednią pozycję w partii, a ciężko znaleźć jakąś równie ważną czy choćby reprezentacyjną funkcję. Propozycja jest więc „nie do odrzucenia”. One oddadzą na potrzeby majowego głosowania swoją popularność, a partia w zamian pozbędzie się ich z krajowego podwórka. Przed wyborami do Sejmu partie nie mogą sobie przecież pozwolić na dalsze wypowiedzi o rzucaniu kamieniami w dinozaury, czy o tym komu i jakie premie „się należały”.
Czytaj także: Huebner: Nie mogłam przyjąć oferty Schetyny