Po początkowym szoku, jakim była wiadomość o niedzielnym ataku na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza jeszcze przez moment się łudziłem, że to straszne wydarzenie może jeszcze przynieść jakieś otrzeźwienie. Tu i ówdzie pojawiały się głosy, że może trzeba obniżyć temperaturę dyskusji, bo przyzwolenie na polityczną nienawiść może prowadzić do tragedii.
Ale niestety szybko prysły złudzenia. Dwa obozy zdały sobie sprawę z symbolicznej potęgi śmierci prezydenta Adamowicza i przerzuciły się na logikę partyjną.
Obóz rządzący zdał sobie sprawę, że będzie obarczany częścią odpowiedzialności za to, co się stało, dlatego np. premier Mateusz Morawiecki wykonywał gesty, które miały sprawić, by nikt nie mógł mu zarzucić, ze zachował się nie w porządku. Rodzinie zaoferowano pomoc psychologiczną, po żonę śp. Pawła Adamowicza wysłano rządowy samolot, a wieczorem premier wraz z kard. Nyczem zaprosili wszystkich wiernych na mszę świętą w katedrze w intencji zamordowanego prezydenta Gdańska. Z naszych informacji wynika, że Morawieckiemu zależało na tym, by na mszy pojawiło się jak najwięcej członków jego gabinetu. Przekaz miał być prosty: różnice polityczne na co dzień mają znaczenie. Ale w obliczu śmierci, modlimy się i trwamy solidarni z rodziną zmarłego.
Tyle tylko, że wszystkie te gesty unieważniło wieczorne wydanie Dziennika Telewizyjnego w telewizji publicznej. Jak można uwierzyć w szczerość intencji PiS, gdy kontrolowany wprost przez partię rządzącą program produkuje chyba jeden z najpaskudniejszych materiałów w historii polskich mediów. Mówiąc bowiem o nienawiści w polityce pracownicy TVP jakoś potrafili sobie przypomnieć wyłącznie agresywne wypowiedzi polityków PO, ale w programie nie padło ani słowo o tym, jak o swoich politycznych oponentach mówili politycy PiS. Telewizyjne Wiadomości zrobiły PiS niedźwiedzią przysługę. Jeśli coś może wpłynąć bowiem na wynik wyborczy, to właśnie ta przerażająca hipokryzja – z jednej strony zadumane miny prezydenta Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego w warszawskiej archikatedrze, a z drugiej strony bluzg w TVP. A wszak PiS w pełni legitymizuje działania telewizji publicznej, ponieważ każdego dnia mógłby zmienić jej władze. Logika partyjna wygrała.
Równocześnie jednak od początku zaczęła być widoczna strategia, jaką przyjęła PO. Gdy prezydent Andrzej Duda zaprosił na spotkanie w sprawie wspólnego marszu przeciw przemocy, Platforma natychmiast odrzuciła zaproszenie. Duda zresztą z pomysłu się wycofał widząc, że nie ma dla niego akceptacji ani ze strony świata polityki, ani ze strony rodziny. Jednak znamienna była nieobecność polityków Platformy podczas wieczornej mszy w katedrze. I choć gospodarzem uroczystości religijnej był kardynał Nycz, PO zdecydowała się nie brać w niej udziału. Przekaz miał być prosty – nie będziemy legitymizować swoją obecnością czegokolwiek, co robi obóz władzy. Logika partyjna wygrała.