„Rozbłysła gwiazda ministra Szumowskiego" – pisał kilka tygodni temu na tych łamach Michał Szułdrzyński. I trudno się było wówczas z nim nie zgodzić. W blasku ministra zdrowia ogrzewały się najważniejsze osoby w państwie, które o przywilej towarzyszenia mu na konferencjach prasowych prawdopodobnie grały pomiędzy sobą w kamień, papier, nożyce. Ale z każdym kolejnym dniem coraz jaśniejsze staje się, że to nie gwiazda wówczas rozbłysła, tylko fajerwerk. I Szumowski nie zagości na stałe na politycznym firmamencie, lecz widoczny będzie tylko dopóki nie minie najciemniejsza, dopóty koronawirusowa noc.
Jeżeli to prawda, że w całej tej pandemicznej kampanii jest tylko jeden generał, że to minister zdrowia jest odpowiedzialny za drakońską i oddziałującą na praktycznie wszystkie płaszczyzny naszego życia i funkcjonowania kraju taktykę, to od półtora miesiąca żyjemy w niespotykanym dotąd w historii modelu ustrojowym. Bardziej prawdopodobne jednak, że rządowi stratedzy postanowili wykorzystać niespodziewany pik popularności Szumowskiego i nią właśnie odpowiadać na wszelkie wątpliwości rodzące się wobec kolejnych posunięć antywirusowej kampanii.
Do dzisiaj nie wiadomo, czemu miało służyć zamknięcie lasów, parków i bulwarów, poza podreperowaniem budżetu kuriozalnie wysokimi mandatami za łamanie zakazu wstępu do tych miejsc. Codziennie pojawiają się nowe, niemające nic wspólnego z tymi z poprzedniego dnia prognozy długości i intensywności trwania epidemii w naszym kraju. Co najgorsze, nie zobaczyliśmy żadnego sensownego planu wyjścia z terroru kwarantanny, nie zobaczyli go także polscy przedsiębiorcy, a to oni znajdują się na drugiej – tej, do której coraz szybciej się zbliżamy – linii tego frontu. Od kilku dni wszyscy za to chodzimy w maseczkach, co do potrzeby zakładania których wątpliwości mają nie tylko niektórzy specjaliści, ale miał je jeszcze kilka tygodni temu sam Szumowski.
Cały ten chaos nie obarcza wyłącznie ministra zdrowia, ma on przecież swoich przełożonych. Ale to podkrążone oczy Łukasza Szumowskiego stały się – na złe i jeszcze gorsze – obliczem lockdownu. Tak długo, jak będzie się on kojarzył z ratunkiem, minister będzie noszony na rękach. Ale kiedy tylko zacznie się przeradzać w ruinę, to minister zdrowia stanie się pierwszym zderzakiem czołowej kolizji taktyki przyjętej przez rząd z rzeczywistością.