13 pielęgniarek zmarło w Polsce od początku listopada, niemal dwa razy więcej niż od początku epidemii do końca października, kiedy odnotowano śmierć siedmiu z nich. – Dwie zmarły niemal w tym samym czasie, po maratonie dyżurowym. Wróciły do domu, straciły przytomność i nie udało się ich uratować – mówi przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP) Krystyna Ptok.
I zapowiada spory zbiorowe z pracodawcami, które mogą zakończyć się strajkiem. – Powinniśmy wejść w spór z państwem polskim, ale nie przewiduje tego prawodawstwo. Na razie więc to spór zbiorowy, ale pielęgniarki coraz częściej grożą rezygnacją z prawa wykonywania zawodu. A wtedy nikt żadną ustawą nie będzie mógł nas zmusić do pracy – ostrzega Krystyna Ptok.
– Bez pielęgniarek system się załamie – przewiduje Marcin Pakulski, pulmonolog i były prezes NFZ. – Mówi się, że pielęgniarki powinny być wsparciem dla lekarzy, których brakuje. Tymczasem pielęgniarek też jest za mało, a w dodatku są przeciążone. Warunki na oddziałach covidowych są wyjątkowo ciężkie, pracuje się w aerozolu wirusa, więc do stresu dochodzi strach przed zakażeniem – dodaje.
Krystyna Ptok dodaje, że coraz częściej takie oddziały obsługuje pojedyncza pielęgniarka. – Ostatnio oddziałowa na psychiatrii samodzielnie zajmowała się 80 ciężko chorymi, bo jej oddział przekształcono na covidowy. Ludzie muszą brać po kilka dyżurów z rzędu, a gdy mogą odpocząć, ich organizm nie wytrzymuje – relacjonuje przewodnicząca.
Ale przeciążenie pracą to niejedyny powód wejścia w spory zbiorowe. Pielęgniarki zaprotestowały przeciw włączeniu tzw. zembalowego, czyli dodatku 4 x 400 zł, wynegocjowanego w trakcie strajków w 2015 r., do ogólnej puli pieniędzy przyznawanych szpitalom (dotychczas były to pieniądze „znaczone"). Domagają się także niezwłocznej publikacji ustawy covidowej, która zakłada dodatki w wysokości 100 proc. podstawy wynagrodzenia dla personelu medycznego pracującego przy Covid-19.