To oczywiście tylko kalkulacja. I to wstępna, bo nie znamy żadnych szczegółów zmian (zapewne ich jeszcze nie ma) poza rzuconym hasłem: „składki liczone od dochodu”. Przy naszych obliczeniach zakładamy też zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS.
Największe zmiany mogą czekać lepiej zarabiających przedsiębiorców, przede wszystkim rozliczających się z fiskusem za pomocą podatku liniowego. Tych jednak nie brakuje. W 2017 roku było ich 570 tysięcy, a średni ich wówczas dochód wynosił ok. 20 tys. miesięcznie.
Czytaj także: Obietnice PiS i KO to zła wiadomość dla gospodarki
Gdyby rząd „na twardo” wprowadził składki na ZUS od dochodu, to przy dzisiaj obowiązujących stawkach (na ubezpieczenie emerytalne, rentowe, chorobowe i wypadkowe, zdrowotne oraz na fundusz pracy) przeciętny, powyższy przedsiębiorca (płacący podatek liniowy) i osiągający dochód w wysokości 20 tys. zł zarobiłby na rękę aż o niemal jedną trzecią mniej! Zamiast 15,4 tys. zł przy obecnych składkach ryczałtowych, zostałoby mu w kieszeni zaledwie 10,4 tys. zł. Drastycznie wzrosły by jego składki do ZUS. Niższy podatek liniowy w nikłej tylko części by mu to zrekompensował.
Oczywiście rząd może zdecydować o niższych od dzisiejszych, procentowych stawkach na ZUS liczonych w przyszłości od dochodu. Może też wprowadzić limit dochodu, od którego będą one liczone.
Czytaj także: Orłowski o obietnicach KO i PiS: za bal zapłacimy kacem