Jak pisze Onet.pl, w sądach w całej Polsce są setki, jak już nie tysiące podobnych spraw. Niemal po każdym organizowanym ostatnio proteście, czy to w obronie praw kobiet, czy wcześniej przeciwko organizacji wyborów prezydenckich, policja chciała ukarać niektórych manifestujących mandatami. Ci, nie wyrażali na to zgody, więc funkcjonariusze kierowali wnioski o ukaranie do sądów. Tam zazwyczaj zapadały takie same wyroki.
- Skuteczność policji wynosi ledwo 2,5 proc. W pozostałych przypadkach policja przegrywała sprawy, ponieważ sądy w całej Polsce wychodziły ze stanowiska, że według Konstytucji RP, tylko na mocy ustawy można ograniczyć prawa obywateli do zgromadzeń. Takiej ustawy nie było. Policja powoływała się tylko na rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów, a ono nie może uchylać praw konstytucyjnych – zaznacza w rozmowie z Onetem Jakub Bierzyński, prezes fundacji Instytut Społeczeństwa Otwartego.
Onet zwraca uwagę, że o ile sądy powszechne w zdecydowanej większości przypadków uchylają wniosek o ukaranie mandatem protestujących, o tyle sanepid przy pomocy komornika zaczyna egzekwować nałożone grzywny. Tak było już w przypadku co najmniej trzech kobiet. W dwóch przypadkach chodzi o około 11 tys. zł, a w jednym o prawie 6 tys. zł.
Pani Ewa nie kryje, że wiosną brała udział protestach przeciwko organizacji wyborów prezydenckich. 6 maja była przed Sejmem i trzymała baner z napisem „Konstytucja". Później policjanci chcieli ukarać ją mandatem, którego nie przyjęła. Kilka dni później także funkcjonariusze przynieśli jej decyzję sanepidu, z której wynikało, że zostanie ukarana grzywną, bo złamała obowiązujące obostrzenia sanitarne.
Kobieta odwołała się do mazowieckiego sanepidu, ale dostała decyzję odmowną. Dlatego złożyła skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Chociaż postępowanie wciąż się toczy, to już została ukarana.