W czwartek w nocy czasu polskiego w pobliżu lotniska im. Ronalda Reagana w Waszyngtonie doszło do zderzenia samolotu Bombardier CRJ-700 linii PSA Airlines (przewoźnik należący do American Airlines) i śmigłowca wojskowego UH-60 Black Hawk. Na pokładzie samolotu było 60 pasażerów i czterech członków załogi, helikopterem leciało trzech żołnierzy.
Do tragedii doszło w odległości ok. 5 kilometrów od Białego Domu i Kapitolu, gdy lecący z Wichity w stanie Kansas samolot pasażerski podchodził do lądowania w Waszyngtonie. Na miejscu trwa akcja ratunkowa, w której bierze udział kilkaset osób, w tym nurkowie. Według ostatnich nieoficjalnych informacji, z rzeki wydobyto ciała kilkunastu ofiar. Brak doniesień o odnalezieniu ocalałych.
Czytaj więcej
CNN publikuje zapis rozmowy kontrolerów lotu z lotniska Waszyngton Ronalda Reagana z załogą śmigłowca Black Hawk, do której doszło tuż przed zderzeniem się śmigłowca z samolotem PSA Airlines.
Zderzenie samolotu i śmigłowca w Waszyngtonie. Akcja ratunkowa
Jeden z przedstawicieli służb powiedział CNN, że uczestnicy akcji ratunkowej są w ponurym nastroju i że operacja przekształca się z poszukiwania żywych w szukanie ciał ofiar. Szanse rozbitków na przeżycie zmniejsza niska temperatura wody (2 stopnie Celsjusza). Transponder samolotu przestał nadawać w odległości ok. 730 metrów od pasa startowego lotniska, mniej więcej nad środkiem rzeki. Na niespełna 30 sekund przed zderzeniem kontroler pytał załogę śmigłowca, czy widzi nadlatujący samolot.
Z nagrania wypadku wynika, że to śmigłowiec wleciał w samolot. „Śmigłowiec przez dłuższy czas leciał prosto na samolot. Noc jest pogodna, światła samolotu były bardzo jasne, dlaczego śmigłowiec nie wzniósł się, nie opadł lub nie skręcił” - komentował prezydent USA Donald Trump, oceniając na platformie Truth Social, iż wygląda na to, że tragedii można było uniknąć.