Nie będą zwyczajni ludzie wpuszczani na debatę TVP? – zapytała starsza pani ochroniarza, która na wejście czekała już ponad dwie godziny. Ochroniarz wyraźnie zmieszany odpowiedział: – Już tam jest grupa ludzi, która wcześniej przyjechała.
Poniedziałek, chłodny wieczór, zaczyna padać deszcz. Grupa mieszkańców Końskich, przyjezdnych i dziennikarzy czeka na wejście do hali sportowej, w której ma odbyć się debata prezydencka zorganizowana przez TVP. Dlaczego Końskie? To tu, według Grzegorza Schetyny, a nie w warszawskim Wilanowie, wygrywa się wybory. Dlatego też Telewizja Publiczna w jednym z małych miasteczek zorganizowała coś, co miało być debatą prezydencką, w opozycji do salonów „Warszawki” i „Krakówka”, o których prezydent mówił, że na niego nie głosują. TVP informowała, że debata odbędzie się z udziałem publiczności i to ona będzie mogła zdawać pytania Andrzejowi Dudzie.
Tylko ze swoimi
Okazało się, że wyselekcjonowano tylko kilka osób do zadawania pytań, z czego część stanowili sympatycy lub członkowie PiS. Prowadzący debatę podkreślał, że zmiana formuły z zapowiadanego „town hall” to wina opozycji. Ale jak podało radio RMF FM w rozporządzeniu KRRiTV z 2011 r. mówiącym o debatach organizowanych przez TVP, nie ma mowy o obecności publiczności.
Było już dobrze po 21.00, debata trwała. Ludzie wciąż domagali się wejścia. Nikt ich nie poinformował, że charakter spotkania uległ zmianie i nie wejdą do środka. Przeciwnie, przez cały ten czas ochrona informowała, że publiczność będzie wpuszczana. Inaczej nikt nie czekałby w deszczu i chłodzie na wejście, które miało nastąpić jeszcze o 20.00. Nie nastąpiło. Żaden przedstawiciel TVP czy członek sztabu prezydenta nie pofatygował się do zgromadzonych, żeby im powiedzieć, że nie wejdą na debatę. Podobnie było z mediami.
W Lesznie Rafał Trzaskowski odpowiadał na pytania dziennikarzy. W Końskich Andrzej Duda unikał mediów. Dziennikarzom przygotowano podest, z którego mogli filmować... telebim, na którym była transmitowana „debata”. TVP nawet nie raczyła odpowiedzieć na prośbę o akredytację. A przyjechali dziennikarze z całego kraju. Prezydent Duda nie odpowiadał na pytania mediów, mimo iż wiedział, że te czekają.