Ubiegłotygodniowa debata organizowana przez „Newsweeka" pokazała, że Szymon Hołownia jest traktowany coraz bardziej serio przez jego konkurentów. To wokół niego było najwięcej emocji. Bo między Hołownią, Robertem Biedroniem a Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem toczy się teraz najciekawsze starcie. Hołownia dobrze wyczuwa nastrój irytacji wśród wielu wyborców. Emocje dobrze rozprzestrzeniają się w internecie, sztabowcy Hołowni potrafią z tego korzystać, zwłaszcza że kampania w czasie koronawirusa toczy się w mediach elektronicznych, a to zrównuje szanse. Nie liczą się teraz tak bardzo wydatki na konwencje czy billboardy, bo tego po prostu nie ma. Liczą się pomysły. Ta rozgrywka może na nowo ustawić scenę polityczną. Im lepszy wynik Hołowni, tym większe prawdopodobieństwo, że jego projekt zmieni się – zgodnie z sygnałami, które sam wysyła – w nowy ruch społeczny, który może zagrozić Koalicji Obywatelskiej i Lewicy. W tym sensie wybory prezydenckie mogą być dopiero preludium zmian, które nas czekają. W tym kontekście ważna jest też kondycja innych kandydatów. Kosiniak-Kamysz pozycjonuje się jako rozsądna, spokojna alternatywa zarówno dla KO, jak i PiS.