[b]„Idealny prezydent powinien być osobą zrównoważoną, spokojną i stonowaną, która rzadko przejawia w swym zachowaniu impulsywność” – takie wnioski zawarł pan w badaniach wyborców podczas kampanii prezydenckiej w 2005 r. Wtedy badał pan elektorat Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Zmiana języka PiS i łagodność Jarosława Kaczyńskiego, który po katastrofie smoleńskiej chce łączyć, a nie dzielić, potwierdzają wyniki pańskich badań. Polacy chcą właśnie takiego prezydenta?[/b]
Największy wpływ na obecną kampanię miała katastrofa smoleńska, która wzmogła w wyborcach potrzebę posiadania idealnego prezydenta. I, co ciekawe, a co wynika z moich badań, dzieje się tak bez względu na wykształcenie, wiek czy płeć. Ludzie mają dość wojny politycznej. Chcą prezydenta zrównoważonego, spokojnego, kogoś, kto byłby bardziej „opiekunem narodu” czy mediatorem, a nie wojownikiem.
Po Jarosławie Kaczyńskim przeciwnicy spodziewali się ostrego języka, ale już na początku kampanii zostali znokautowani, bo prezes PiS pokazał nowy, łagodny wizerunek. Stara retoryka powraca, ale rzadko i najczęściej ustami sztabowców Kaczyńskiego. Powinni tego unikać, bo wyborcy nie lubią być oszukiwani.
W Bronisławie Komorowskim Polacy najbardziej cenią stałość. Przekaz „jestem sobą, jestem, jaki jestem, może popełniam gafy, ale jestem prawdziwy, nie udaję kogoś innego” jest jego mocną stroną i zostaje doceniony. Zwłaszcza że elektorat nie znosi „polityków chorągiewek” i udawania.
Autopromocja
Orzeł Innowacji
Ogłoszenie wyników już 5 czerwca. Zapisz się, aby wziąć udział w gali.
WEŹ UDZIAŁ
[b]Z pańskich ostatnich badań wynika też, że prezydent w oczach elektoratu powinien być trochę supermenem, który jest się w stanie wznieść ponad ograniczenia narzucone przez ludzką naturę, ale z drugiej strony, paradoksalnie, wybaczamy kandydatom niedostatki.[/b]
Lubimy ludzi – polityków, przyjaciół, znajomych – podobnych do nas, ale jednak każdy z nas chce się czymś wyróżniać, być nieco inny. I podobnie jest z wyborem politycznym prezydenta kraju. Inaczej mówiąc, chcielibyśmy, by był on „pierwszym między równymi”. Morał, czy raczej rada jest więc taka, że nie zawsze warto inwestować w uczynienie z danego kandydata ideału. Politycy, którzy są postrzegani jako znacznie lepsi od większości ludzi, mogą zostać uznani za wywyższających się, a w efekcie nawet odrzuceni przez wyborców.