O polskim obywatelstwie myślałam od dość dawna, jest o tym mowa w moim wywiadzie sprzed kilku lat dla "Moskiewskich Nowosti". Rozmawiałam też o tym z polskimi przyjaciółmi. Mirek Chojecki dał mi nawet spis niezbędnych dokumentów, które należy załączyć do podania. Ale wrodzone lenistwo sprawiło, że przez kilka lat jakoś nie mogłam się do tego zabrać. W ubiegłym roku, na bankiecie po wręczeniu Nagrody im. Giedroycia, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Grzegorz Gauden przedstawił mnie prezydentowi Kwaśniewskiemu, który, gdy usłyszał moje nazwisko, powiedział coś w rodzaju: "Ach tak, oczywiście, wiem... ". I wtedy, niespodziewanie dla samej siebie - zwykle przydarza mi się raczej esprit d'escalier - powiedziałam: "Mam do pana prośbę". Wyglądało na to, że Kwaśniewski bardzo się ucieszył (w chwili rozmowy, jak się okazało, filmowała nas i pokazała potem telewizja). "Jaką? " - spytał. Ja na to: "Chciałabym mieć polskie obywatelstwo". "No to w czym problem? - odpowiada prezydent. - Proszę do mnie napisać."
Napisała pani do prezydenta?
Tak, po powrocie do Paryża napisałam list i w tym samym czasie spotkałam się ze starym znajomym - jeszcze z krakowskiej Konferencji Praw Człowieka w 1988 r. - Andrzejem Tarnawskim, polskim konsulem do spraw prawnych. Otóż on mi powiedział: "Nie, to wszystko załatwia się inaczej. Trzeba zgromadzić określone dokumenty". "No, ale czy list w czymś przeszkadza?" - zapytałam. Nie, mówi, nie przeszkadza. I w grudniu ubiegłego roku, kiedy mój list za pośrednictwem Jerzego Pomianowskiego dotarł do prezydenta, dokumenty miałam już przygotowane. Tymczasem z Kancelarii Prezydenta dzwonią do Tarnawskiego: "Czy mówi coś panu nazwisko Gorbaniewska " - "Mówi, mówi. Od 16 lat mówi...". Potem wszystko poszło zgodnie z powolną procedurą. W ostatniej chwili sprawę nieco popchnięto - Chojecki poprosił o to Barbarę Labudę - i 26 kwietnia tego roku dostałam polskie obywatelstwo, a w lipcu paszport i od razu z tym paszportem poleciałam do Warszawy na konferencję Studium Europy Wschodniej UW.
Od tej pory byłam jeszcze raz w Warszawie, potem z tym samym paszportem w Moskwie i teraz znowu przyjeżdżam do Warszawy, a wkrótce ponownie wybieram się do Moskwy. Z dokumentami uchodźcy od 1997 roku nie mogłam jeździć do Rosji, nie puszczali mnie Francuzi.
Jak czuje się poetka rosyjska z polskim paszportem?
Poetką rosyjską byłam z paszportem sowieckim, potem z uchodźczym, teraz z polskim. Jakie to ma znaczenie?