Marszałek Senatu Stanisław Karczewski oświadczył w poniedziałek w radiowej Jedynce, że kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Warszawy zostanie ogłoszony prawdopodobnie na przełomie roku.
– Nie mamy jeszcze dokładnie ustalonego kalendarza, ale przymierzamy się do tego, rozmawiamy, analizujemy sytuację – mówił. Rywalizację o partyjną nominację do walki o to stanowisko skomentował natomiast ironicznie, że Patrykowi Jakiemu, który jest obok niego wymieniany jako możliwy kandydat, mógłby nawet poprowadzić kampanię wyborczą. Jeśli oczywiście Zjednoczona Prawica na niego postawi.
Choć Jaki robi co może w komisji weryfikacyjnej prześwietlającej warszawską reprywatyzację, szanse na nominację ma niewielkie. Przeszkadza mu przynależność do Solidarnej Polski, ugrupowania Zbigniewa Ziobry. Jarosław Kaczyński nie może sobie pozwolić na oddanie stolicy politykowi, którego nie jest w 100 procentach pewny.
Co innego sam marszałek Karczewski. Kreowany na partyjnego liberała, utrzymujący dobre relacje z mediami, mógłby godnie reprezentować PiS w wyborach. Ale czy wygrałby z kandydatem PO? Bardzo wątpliwe.
Być może właśnie dlatego PiS odsuwa przedstawienie swojego kandydata na przełom roku. Wtedy ma przecież zostać ujawniony kandydat PO... W poprzednich wyborach PiS też czekało na Platformę. Pięć dni po konferencji, na której PO poinformowała, że Hanna Gronkiewicz-Waltz będzie się ubiegać o reelekcję, oznajmiono, że o fotel prezydenta Warszawy walczyć będzie Jacek Sasin.