Od 31 października 1997 do 20 lipca 2000 roku był pan ministrem edukacji narodowej w rządzie Jerzego Buzka. Kierował pan całą polską oświatą od przedszkoli po uniwersytety. Dobrze, że teraz jest podział resortów na ten od szkół podstawowych i średnich oraz szkolnictwa wyższego?
Uważam, że to był duży błąd, ponieważ przez to, że minister, zarządzając całością edukacji, mógł patrzeć na oświatę jak na jeden spójny system edukacji od przedszkola do studiów doktoranckich. Studia wyższe i studia doktoranckie jako część systemu były także ważnym fragmentem reformy, więc naturalnym było, że powoływano ministra spośród profesorów akademickich. Dawało to duże szanse, że będzie to człowiek kompetentny o szerokich horyzontach intelektualnych. W ostatnich latach, począwszy od ministra Giertycha, ministrami edukacji są typowi politycy, których celem jest utrzymanie władzy dla swojej partii, a nie dobro edukacji.