W poniedziałkowe przedpołudnie w jednym z warszawskich kościołów odprawiona została niby zwyczajna msza. W centralnym miejscu stała mała biała urna wielkości puszki do kawy, w której leżało złożone 11-tygodniowe ciało małego człowieka zmarłego na długo przed wyznaczoną datą porodu. Towarzyszyli mu rodzice, rodzeństwo, najbliższa rodzina, którzy wraz ze swoimi dziećmi przybyli, by się z nim pożegnać. Nikt nie śpiewał żałobnych pieśni i nie sprawował pożegnalnych modlitw. Nie było też typowego dla uroczystości żałobnych koloru czarnego czy fioletowego, lecz dominowała biel – symbol życia i niewinności.