Walcząca o podium w wyborczym wyścigu Lewica nie ma dobrej prasy wśród lewicowych dziennikarzy i publicystów. Mocno krytyczne stanowisko zajęło ostatnio dwóch znaczących komentatorów: Jerzy Domański, redaktor naczelny „Przeglądu”, oraz Rafał Woś z Salonu 24. Ten pierwszy nie widzi sensu jej funkcjonowania, drugi jest pewny, że Lewica w nadchodzących wyborach polegnie.
Trzeciemu w bipolarnej polityce jest niezwykłe trudno. Musi znaleźć swoją przestrzeń, niekiedy nawet niszę, w której się odnajdzie i może skutecznie funkcjonować, odwołać się do konkretnej grupy docelowej, być jej rzecznikiem, stworzyć mechanizmy propagowania tych idei. Przez wiele lat naturalnym sojusznikiem dla lewicy była klasa robotnicza. To o tę grupę społeczną biło się wielu polityków, publicystów, samorządowców. To się zmieniło po 1989 roku, gdy lewica uległa czarowi neoliberalnej utopii, przykładając rękę do wielu antyspołecznych rozwiązań. Obecnie stara się ona reprezentować wiele grup społecznych, w tym pracowników różnych branż. Posłanki i posłowie Lewicy uczestniczyli w wielu protestach, akcjach solidarnościowych, blokując eksmisje ludzi wyrzucanych na bruk. Podcinanie im skrzydeł w momencie, gdy toczą obecnie trudny bój o jak najlepszy wynik wyborczy, jest niepojęte i niezrozumiałe. Ale po kolei.