„Washington Post” wskazuje, że oświadczenie Norwega zaskoczyło zebranych w Madrycie przywódców państw sojuszu. Większość nie wiedziała nic o tej inicjatywie. W wielu stolicach państw paktu zaczęto więc się zastanawiać, które to jednostki wojskowe miałyby być przypisane takiej sile szybkie reagowania i czy w ogóle jest ich wystarczająco dużo, aby wypełnić zapowiedź Stoltenberga.
NATO zakłada, że siły szybkiego reagowania zostaną przerzucone na linie frontu w ciągu maksymalnie dwóch tygodni. Mają one być z góry podporządkowane głównodowodzącemu sił sojuszu w Europie (Saceur). Wracając do tradycji zimnej wojny, każda jednostka ma z góry przydzielone, choć pozostają tajne, zadanie. Zdaniem Stoltenberga „największa przebudowa sił sojuszu” od czterech dekad ma zapewnić, że NATO będzie w stanie od pierwszego dnia wojny stawić czoła ewentualnemu rosyjskiemu agresorowi. Na razie jednak wśród krajów sojuszu tylko kanclerz Niemiec Scholz zadeklarował, że przypisuje konkretne jednostki do rozbudowanych sił szybkiego reagowania – chodzi o 15 tys. żołnierzy.