Nagroda Centre for Aviation (CAPA) to jedna z niewielu w lotnictwie, których nie można kupić ani pozyskać za reklamy. Co trzeba było zrobić, żeby port Rzeszów-Jasionka został uznany za najlepsze małe lotnisko na świecie?
Pomogły decyzje o inwestycjach podjęte kilka lat temu przez udziałowców, Województwo Podkarpackie i Państwowe Porty Lotnicze. Dzięki temu mamy infrastrukturę do obsługi operacji cargo na dużą skalę. Nasza droga startowa - 3,2 km jest jedną z najdłuższych w Polsce, o szerokości umożliwiającej lądowanie samolotów szerokokadłubowych. Drugi aspekt to doświadczenie i kompetencje zespołu. Od listopada 2021 roku przeszliśmy wielki test w operacjach cargo obsługując samolot An-225 „Mrija”, który lądował u nas pięciokrotnie jeszcze przed wybuchem wojny.
Pierwsze lądowanie „Mriji” było wielkim wydarzeniem, choć nasi krytycy przekonywali, że to tylko epizod. Ale wtedy zaczęliśmy walczyć, gdzie się dało, o rozpoczęcie wielkich operacji towarowych. To był czas pandemii, więc cargo było szansą na odpowiednie przychody i rozwój. W Rzeszowie wielokrotnie lądowała także inna duża maszyna – An-124 „Rusłan”; sprawdziliśmy się obsługując jednocześnie dwa największe samoloty.
Strategiczne położenie lotniska nic by nam nie dało, gdybyśmy nie mieli odpowiedniej infrastruktury i kompetencji. To wszystko zdecydowało, że nasze lotnisko zostało wybrane do desantu wojsk amerykańskich, który miał miejsce z początkiem lutego, a potem do obsługi operacji wspierających Ukrainę.
Przez tych 10 miesięcy od wybuchu wojny, w Rzeszowie odbywał się normalny ruch pasażerski i doszliście do wyników sprzed pandemii. Nie prościej byłoby skupić się na cargo?