Przejęliście od warszawskiego samorządu MPT – jedną z najstarszych i najbardziej rozpoznawalnych korporacji taksówkarskich w kraju. Akwizycja wywołała protesty pracujących w niej kierowców, a transakcją zostaliście wplątani w sam środek politycznej awantury na linii partia rządząca–samorząd związany z opozycją. Żałuje pan zakupu?
Nie żałuję. To tylko jeden z wielu projektów, które prowadzimy. Nie była to nawet nasza największa transakcja pod względem kwoty czy liczby kierowców. Rozmawiamy o podobnych akwizycjach z wieloma spółkami, nasza strategia – polegająca na konsolidacji rynku – jest od lat konsekwentnie realizowana. Liczyliśmy się z tym, że transakcja ta może wzbudzić jakieś emocje, ale nie sądziłem, że aż takie. Jestem jednak dobrej myśli. Obracając to w żart: darmowa reklama zawsze się przyda. A na poważnie – jestem zwolennikiem pragmatycznego podejścia. Od poniedziałku mamy zaplanowane spotkania z kierowcami i pracownikami MPT. Przedstawimy im naszą ofertę i jestem przekonany, że rozwieje wszelkie ich wątpliwości, ponieważ jest po prostu lepsza niż ta, którą mieli wcześniej.