Takie ostrzeżenie wystosował Ryanair do swoich 100 pilotów i 200 członków załóg po kolejnym proteście w irlandzkiej bazie i poinformował, że w przeciwnym wypadku „ich usługi nie będą już potrzebne po 28 października”. Czyli z końcem sezonu letniego w lotnictwie na naszej półkuli.
W irlandzkim prawie pracy takie ostrzeżenie jest sygnałem, że miejsce pracy danej osoby jest pod znakiem zapytania i wskazuje na możliwe wygaśnięcie kontraktu.
Strajki i protesty załóg, a zwłaszcza pilotów, których na rynku brakuje, dały się Ryanairowi we znaki. W wynikach opublikowanych 23 lipca okazało się, że zysk przewoźnika spadł o 20 proc. wobec wcześniejszych prognoz. Głównym powodem były wyższe wydatki nie tylko na paliwo, ale i płace, które wzrosły po uznaniu związków zawodowych. Prezentując wyniki, prezes linii Michael O'Leary ostrzegł, że strajki mogą doprowadzić do zwolnień. Zapowiedział już ograniczenie floty w bazie w Dublinie o 20 proc. do nie więcej niż 24 maszyn na całą zimę 2018. Kilka kierunków zostanie zawieszonych, a na innych częstotliwość rejsów ma być mniejsza.
Dyrektor operacyjny Ryanaira, Peter Bellew nie ukrywał, że strajki spowodowały mniejszą skłonność do rezerwacji lotów Ryanaira i spadek taryf, ponieważ pasażerowie obawiają się kolejnych odwołań lotów. — Potencjalne cięcia miejsc pracy w Dublinie byłyby fatalną konsekwencją strajków - powiedział Bellew.
Teraz Ryanair zamierza przeprowadzić konsultacje w dublińskiej bazie. „Jeśli cięcie zatrudnienia okaże się nieuchronne pod uwagę będzie brana wydajność pracowników oraz ich preferencje do transferów do innych baz. Jedną z ofert dla redukowanych w Dublinie pracowników ma być przeprowadzka przynajmniej na zimę do Polski, tak aby zminimalizować skalę zwolnień” - napisał Ryanair w liście skierowanym do pracowników 25 lipca.