Oto dowód, że przedstawienie bywa ciekawsze niż film. Wbrew pozorom nie jest łatwo przenieść na ekran musical, choć Hollywood ma tu bogate tradycje. W filmie piosenka czy numer taneczny staje się często mistrzowskim popisem, ale widz czuje, że ogląda efekt pracy operatorów i montażystów, a nie wykonawców.
Teatr daje żywy kontakt z aktorami. To, jak grają, śpiewają i tańczą, wciąga nas i budzi emocje. Oczywiście potrzebne są jeszcze: dobre tworzywo musicalowe i perfekcyjne wykonanie. „Mamma Mia!" w Teatrze Roma spełnia te warunki.
Catherine Johnson stworzyła najciekawszy musical ostatnich dekad, choć nie w pełni oryginalny, bo wykorzystała znane piosenki Abby. Zrobiła to jednak tak, że wkomponowują się one w fabułę opartą na perypetiach sercowych dwóch pokoleń (matki i córki).
W starych przebojach odnajdujemy nowe treści, co jest też zasługą tłumaczeń Daniela Wyszogrodzkiego. Warto choćby zwrócić uwagę na piosenkę tytułową potraktowaną jako wyznanie rozterek głównej bohaterki Donny oraz Sama, jednego z jej kochanków sprzed lat.